User_pro_offline GrazkaB

 
 
 
[...]chwycić dłoń Boga i walczyć o swoje marzenia, wierząc,że ich spełnienie dokona się zawsze we właściwym momencie.Paulo Coelho
 
Moja aktywność w 5735 dni:
124 cykli, 2582 komentarzy. Ostatnia wizyta 07.11.2022. Mój ostatni cykl się skończył.
GrazkaB
  • Przyjaciółki (27)
  • paulaz
  • Sylwunia1973
  • kamcia2230
  • bibulka
  • Benia84
  • lalka84
  • Agnieszka79r
  • magda86090504
  • malgos85
  • kaska8417
  • axxa
  • Zefirka1985
  • konrelka
  • Monisia282930
  • sunflower_agi
  • netka333
  • Anixx
  • marianna27
  • mm_11
  • lalik
  • _Aneta_
  • glinusia
  • Romol
  • malgosia7716
  • wiola195541
  • stokrotka_
  • Truskavka13
 
 
Kto jest on-line:
 
 

Wykresy w telefonie Cell

m.28dni.pl (iphone, android)
 
 

Szybka pomoc!

Coś sprawia Ci trudność, nie rozumiesz opcji? Napisz do pomocy 28dni lub eksperta.

 
 
 
 
 
 
 
 

Prywatna notatka aktualizacja września 21, 2010 21:12

Suwaczek z babyboom.pl





..
Siatka centylowa

Tam było ci najlepiej”
Tam było ci najlepiej, wiem.
Cicho… ciepło… ciemno…
I długo śnił się dobry sen, że zawsze będziesz ze mną.
.
Tam, moje serce stuku puk, szeptało ci zaklęcia.
A ja czekałam jak na cud, jak na małego księcia.
Wreszcie już mogę cię synku zobaczyć, przytulić i dotknąć,
Skończyło się długie czekanie i smutna wśród ludzi samotność.
.
Tyś taki bezbronny, maleńki, w kołysce splecionej z mych ramion,
a jutro się do mnie uśmiechniesz, a kiedyś tam powiesz mi: mamo.
.
Nieraz ci przyjdzie palce gryźć, z bezsilnej złości szlochać.
Więc żebyś synku umiał żyć, nauczę cię świat kochać.

Pokażę ci gwiazdy i wróble, trawy i żółte motyle…
I będziesz tak ładnie się dziwił i pytań, zadawał mi tyle.
Dziś taki bezradny, maleńki, w kołysce splecionej z mych ramion,
a jutro mnie mocno obejmiesz i powiesz mi: nie smuć się mamo.

Ciężarówki :))) i Szczęśliwe mamusie ;)))
1) bibulka 16.01.2010 – Karolek urodził się z wagą 3.05 kg, 56 cm
2) malgos85 18.02.2010 – Marysia waga 3320 g, długość 55 cm
3) marianna27 20.02.2010 – Marysia przyszła na świat o 16:20 ważyła 3100 i 47cm długości
4) konrela (21.02.2010) – Filipek przyszedł na świat o 14.30. Ważył 3200, miał 54 cm.
5) kaska8417 – córeczka Maja – ważyła 2980 i miała 50cm
6) lalka84 (22.03.2010) – Maja Maria – ważyła 3350g i miala 50 cm długości
7) NO I JESTEM ;))) (18.03.2010) synuś Arkadiusz Franciszek – mierzył 60 cm długości i ważył 4640 gr
8) sunflower_agi (26.03.2010) Bartek – mierzy 51cm i ważył 3350g
9) Monisia282930 (02.04.2010) – synek
10) wiocha (02.05.2010) Dominik – ważył 3370 gr i mierzył 52 cm długości
11) Benia84

No to wspominamy………… ;)

W weekend postanowiliśmy odpuścić sobie zakupy i poleniuchować….. dlatego wybraliśmy się po nie w poniedziałek 15.03 w sumie to już nawet późnym wieczorkiem bo była gdzieś 18 gdy wyjeżdżaliśmy……. pojechaliśmy do Auchana…. potem wjechaliśmy na stację benzynową bo auto tyle jej wypiło ;)….. w czasie gdy mój mąż tankował ja rozmawiałam z moim brzuszkiem… usilnie próbowałam nakłonić maleństwo żeby już do rodziców wyszło…… pamiętam ze powiedziałam że chciałabym zobaczyć mojego chłopca najlepiej jutro po południu ;) ……. ze stacji pojechaliśmy jeszcze do Biedronki i stamtąd prosto do domciu…. No i jadąc naszymi „pięknymi” drogami czułam się fatalnie….. czułam każdą dziurę w którą wjechało auto…… trzymałam brzuszek od spodu bo strasznie podskakiwał na tych wybojach, co strasznie bolało….jak już zwaliliśmy się z tymi zakupami na piętro do jedyne o czym marzyłam to żeby wyskoczyć z tych już przyciasnych spodni…… jak się przebierałam to zobaczyłam że są mokre…. gdy powiedziałam o tym mojemu mężowi to postanowiliśmy pojechać do szpitala….. w sumie to gdyby mnie jednak zatrzymali to wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy i zjadłam szybko jakąś kanapkę…… później dopakowałam torbę no i pojechaliśmy…… na izbie przyjęć położona p[odłączyła mnie do ktg i tak leżałam dobrą godzinkę…. Położna przeczuwając że zostanę na oddziale to przygotowywała dokumenty i zadawała mi pytania…… później musiałam poczekać na lekarza, bo był na cesarce…… gdy przyszedł najpierw zbadał jedną dziewczynę co była przed mną no i później mnie…….podczas badania potwierdził ze wody płodowe się sączą – po troszku ale jednak i rozwarcie na 1,5 palca……. na koniec sprawdził na usg co z dzieckiem….. wszystkie przepływy były prawidłowe, serduszko biło ‘’normalnie”  ……….. na koniec zmierzył Małego i widac było że mina mu troszkę zrzedła….. na początku myślałam że coś jest nie tak…… ale połozna która też przyglądała się badaniu usg spytała się lekarza „czy to tyle ile widać na dole?”, a on odpowiedział że ta…… no to kątem oka zerkałam na monitor i o zobaczyłam?? …… przypuszczalna waga dziecka – 5016 gr!!!!!!!!! Zrobiłam wielkie oczy, ale lekarz widząc to powiedział że to tylko przypuszczenia i że dzieci powyżej 4,2 kg na badaniu usg obarczone są większym marginesem błędu…… no ale jednak…… w końcu postanowił że zatrzyma mnie na oddziale….. raz – właśnie że odchodzą mi wody, więc uruchomią procedurę w tym kierunku……. a po drugie że dziecko jest takie duże…… no i ordynator zadecyduje rano co ze mną zrobić…… na oddział pojechałam chyba o 22.40…… zainstalowałam się na łóżku, położna pobrała próbki do badań, założyła welfron i przyniosła mi dopegyt, bo przez to całe zamieszanie z przyjazdem do szpitala zapomniałam wziąć tabletkę w domu…… nie wyszło mi to na zdrowie, bo gdy leżałam już w łóżku to zaczęła mnie palić zgaga, normalnie coś potwornego….. a gdy wzięłam tabletkę to musiałam szybko gnać do kibelka bo żołądek nie wytrzymał i musiał wyrzucić to co miał w sobie ;(…….. wiec od wieczora z utęsknieniem czekałam na śniadanko ;), którego de fakto i tak się nie doczekałam a raczej musiałam obejść się smakiem……wyspać też się nie dało…… raz że zawsze ciężko mi spać w nowym miejscu….. dwa – położne co chwila przychodziły i przez taką śmieszna „trąbkę” słuchały dziecka…… jak to zwykle bywa o 5 rano termometr, ciśnienie i lekarstwa….. czyli ogólnie z nocki nici…. Spałam może po kilkanaście minut jak już w końcu udało mi się zasnąć…… przed 6 rano przyszły położne i powiedziały że w razie czego mam nie jeść i nie pić, bo nie wiadomo co zadecyduje ordynator…… a do obchodu to jeszcze masa czasu była….. zaczęli chodzić gdzieś tak… o 9:00 chyba…….. zadecydował że do badania…… no i po obchodzie się zaczęły te badania….. potwierdził że wody się sączą, no ale po kropelce wiec nic takiego strasznego…… no i rozwarcie na 2 palec…….spytał się mnie również jak ja sobie wyobrażam ten poród……. Odpowiedziałam że chciałabym naturalnie, ale jeżeli jest jakieś ryzyko to co do dziecka to wolałabym nie ryzykować…… odpowiedź: zobaczymy……. to teraz musiałam czekać aż skończą się badania ginekologiczne pozostałych pacjentek na patologii i wtedy położna zaprowadziła na usg (była gdzieś 10:30)….. ordynatorowi wyszło że dziecko ma ok. 4900-5000 gr ….. a wód jest jeszcze bardzo dużo…… zaczął po tym wypisywać coś w karcie… i tak myśli i myśli….w końcu powiedział że ryzykować nie będziemy i będzie cesarka, tylko nie wie o której bo anestezjolodzy są zajęci…… poszłam na sale i czekałam….przyjechał mój mąż i dowiedział się od progu że dziś urodzi się nasz synek…. Trzeba było widzieć jego minę ;) He He…… spakowała torbę, wyciągnęłam rzeczy dla dziecka i kocyk, po tym przyszła położna i przygotowała mnie do operacji…… ogoliła i założyła cewnik ( masakra z tym!!!!!!!)…. Później siedziałam na łóżku i czekałam aż po mnie przyjdą…… wiedząc chyba ze wszystko powinno być dobrze czułam jakiś taki wewnętrzny spokój i nie myślałam o tym co mi będą robić… za to Wojtek to pomiędzy oknem i drzwiami rów wychodził ;)…… trochę mnie to wkurzało, ale któreś z nas musiała się denerwować….. no i w końcu przyszło godzina 11:45 i przyszły dwie położne i pojechałam na salę…. I od tego momentu czas jakby ….. szybciej płynął….. zabieg miał się zacząć o 12 i do tego czasu dostałam znieczulenie i widziałam jak lekarze się szykują…… jak położne przygotowują narzędzia…… z jednej strony było to przerażające widzieć te wszystkie przygotowania i wolałabym wjechać na salę i od razu żeby przeszli do rzeczy……. No i w końcu się zaczęło…. Po znieczuleniu niby nic nie czujesz a jednak czujesz ;)))) to jak przecinają skórę…… jak rozdzielają wartę pod skórą…… a wogóle dziwne uczucie jak wyciągają dziecko…… to takie uczucie jakby ktoś za włosy ciągnął……no i o godzinie 13 w końcu Małego wyciągnęli ;)))))))…. Moje kochane 60 cm i 4640 gr ;))))…… stanowisko na którym pielęgniarka (okazało się że była to akurat ciocia mojej koleżanki z podstawówki ;))) i przez to też czułam się spokojnie )zajmuje się dzieckiem było po mojej prawej stronie także cały czas widziałam swojego synka…. a w miedzy czasie mała pogawędka z lekarzem ;)…… jak go czyścili to położyli bo go na piersi….. nie wytrzymałam i rozryczałam się na masakra…. chwilę tak ze mną leżał, a później jak już go zbadali i ubrali to wtedy dopóki lekarze nie skończyli mnie zszywać też był ze mną…… na odział zjechałam tak po 14 i Arka od razu położyli na mnie tak by mógł ssać cyca ;) no i jak się przyssał to tak bite 3 godzinny sobie ssał ;)……. jak już wszyscy poszli to poprosiłam położną żeby powiedziała mojemu mężowi żeby przyszedł, bo biedak czekał na korytarzy pomiędzy oddziałami….. i tak faktycznie od niego dowiedziała się która jest godzina i ze nie było mnie ponad 2 godziny…… nie wiem gdzie ten czas został…… dla mnie to wszystko trwało z jakieś pół godziny!!!!! Aż trudno mi było w to uwierzyć….. Wojtek jak wszedł na sale to od razu się rozpłakał jak nas zobaczył……. i od razu wycałował ;))))) ……. posiedział z nami chwilkę…. zrobił kilka zdjęć Małemu i pojechał pokazać go rodzince ;)….. wrócił do nas wieczorkiem……. Po tym znieczuleniu było to dziwne uczucie…… człowiek chciał poruszyć nogą a tu nie idzie ….. a jak zaczęło przechodzić to takie mrówki jakby łaziły w nogach…… położne cały czas przychodziły sprawdzały czy wszystko porządku……. A ja musiałam jakoś tego mojego klocka przekładać z jednego cyca na drogi…… pierwszą noc Mały spędził słodko śpiąc na cycu ;) jakby to taka miękka poduszka była…. Pewnie coś tam spałam, ale nie wiem ile…… o północy przyszła położna i powiedziała że trzeba wstać…… minęło 12 godzin i nie ma bata trzeba zacząć się ruszać……. Całe to przedsięwzięcie trwało chyba z pół godziny…. Ból niesamowity….. łóżka takie wysokie…. Żeby nogi spuścić na podłogę, zsunąć się z tego łóżka no i w końcu się podnieść……. Tak mnie rwało wszystko i dostałam takiego bólu głowy jakby mi stado słoni na niej usiadło….. ale w końcu jakoś dałam radę poszłyśmy do łazienki, gdzie pomogła mi się umyć… i człowiek od razu poczuł się lepiej….. kolejny dzień tez jakoś minął….. Arka miałam cały czas przy sobie, bo ciężko było mi wstawać…… wiec zanim zwlekłabym się z tego łóżka to zdążyłby cały oddział na nogi postawić ;)…… po południu przyjechali moi rodzice, a później teściowa i szwagierka ;)…… wieczorem mieliśmy badanie słuchu i wyszło że z lewym uszkiem jest coś nie tak, ale lekarka powiedziała, że to prawdopodobnie przez pozostałości mazi i kazała układać na lewym boczku żeby samo wyciekł…. Ok. 21 Mały już urządził koncert bo był głodny….. próbowałam go jakoś nakarmić ale tylko porani mi oba sutki i strasznie bolało…. wieczorem po pierwszej kąpieli położna dokarmiła go i przespał całą noc!!!! Próbowałam do przystawić kilka razy ale miał taki twardy sen że zaczęłam się zastanawiać czy wszystko porządku…… w czwartek rano też dostał porcję mleka, bo mimo że possał cyca dość długo to i tak był głodny…… na obchodzie ordynator stwierdził że ze mną wszystko dobrze, rana prawidłowo się goi i jak nie będzie innych przeciwwskazań to mogą mnie wypisać do domu….. później było ważenie dzieci…… Mały spadł do 4250gr czyli w granicach normy….pani neonatolog która go później badała powiedziała że ma lekką żółtaczkę, choć to dość trudno stwierdzić, bo miał ciemną skórę (wszyscy mówili że dużo marchewki pewnie jadłam, no a ja tylko tyle co do obiadu surówkę od czasu do czasu) dlatego zrobią mu badanie krwi i jak wszystko będzie dobrze to będę mogła wyjść z Małym do domu….. wiec zaczęłam powoli się pakować…. zaczęłam się zastanawiać co mam zrobić skoro Arek z cyca się nie najada i musi być dokarmiany…. Już chciałam wysłać Wojtka żeby poszedł po położną laktacyjna, no ale zanim się odezwałam to ta wparowała na salę….. powiedziała że jeśli Mały był tak duży to normalne jest że może się tym pierwszym pokarmem nie najadać….. przyniosła laktator elektryczny, by sprawdzić czy mam w ogóle pokarm, bo po cesarskim cięciu pokarm może się pojawić późno, tak nawet do 6 doby….. okazało się że nie mam wcale pokarmu, więc przyniosła mleko i strzykawkę i pokazała jak karmić dziecko…….. – włożyć palec do buzi, by zassał i strzykawką w kąciku ust podawać mleko – ….. przyniosła laktator ręczny, który kupiliśmy i herbatkę na laktacje i podała instrukcję jak teraz postępować…. więc….. 1 – próbować Małego przystawiać do piersi jak przyjdzie pora…… 2 – podać mleko sztuczne w strzykawce przyrządzając porcję – tyle dziesiątek ml ile dni ma dziecko minus 10 ml, a od 9 doby od 90 do 110 ml…… 3 – pić herbatkę 3 razy dziennie i ściągać laktatorem mleko z cyca (żeby się w ogóle pojawiło) wg schematu 7 min na najlżejszym poziomie prawy cyc, potem tyle samo min lewy, potem poziom wyżej 5 min znowu prawy cyc i lewy, i znowu poziom wyżej 3 min na każdy cyc……. Wyniki Małego okazały się w porządku…… przyszła lekarka i pobrała krew z piętki (strasznie było patrzeć na to biedne dziecko jak mu igłą kilka razy kuła tę piętkę)…. A na końcu przed samym wyjściem ponowne badanie słuchu…… przyszła to badanie zrobić ciocia mojej koleżanki i próbowała pięć razy aż wyszło prawidłowo…. No i w końcu mogliśmy wrócić do domciu ;)))))……… i zaczęło się…….. karmienie które żeby też nie było za szybko trwało jakieś 20 min…… potem usypianie……. Godzinna walka z laktatorem…….. wolnego czasu jakieś pół godzinki……. I od początku…… karmienie, usypianie, laktator, „5 min” dla siebie…… i tak w kółko….prawie nie spałam przez ten czas….. a jeszcze znaleźć czas żeby sobie ranę przemyć……pościeliłam sobie w pokoju Arka raz – że byłam blisko i dwa – jak już leżałam to w pozycji takiej pół siedzącej, bo wtedy było mi łatwiej podnieść się żeby wstać….. jak ciągnęłam laktatorem to zasypiałam przy tym…. Ani czasu żeby się umyć, albo zjeść…… masakra była…. Arka zaczęłam ponownie przystawiać od piątku, bo chciałam żeby brodawki mi się zagoiły, bo przez to że nic mi z cyców nie leciało to Mały mi strasznie poranił brodawki…. No a w piątek pokarmu pojawiło się tylko troszeczkę, więc po drugiej nieudanej próbie dałam sobie spokój, bo poraniłby mi brodawki jeszcze bardziej……dlatego w ruch poszedł palec i strzykawka….. przerażające było patrzyć jak Arkowi spodobał się ten palec do ssania ale dla uspokojenia, bo przy karminu wcale nie ssał, bo przecież oprócz palca do buzi dostaje jeszcze coś, a mleko i ta leci…..w piątek Wojtek pojechał do hurtowni i kupił butelkę, podgrzewacz i inny smoczek do ciumkania, bo Aventu nie chciał….. i zaczęliśmy oduczać od palca i dawać butelkę….. trzeba było brać go sposobem, bo samego smoczka ssać nie chciał…. W końcu po kilku razach załapał o co chodzi i przynajmniej j to karminie szło i szybciej i było mniej krzyku…… z czasem pojawił się inny problem…. Mleko przygotowywaliśmy w ilości którą podała położna, a Mały po karmieniu czasami potrafił się niemiłosiernie rozwrzeszczeć…… a my chodziliśmy i go uspokajaliśmy, w końcu dostał kolejną butlę i się uspokoił….. no i zamiast odejmować te 10 ml trzeba było je dodawać…… receptura była na standardowe dziecko, no a Arek przecież większy niż „standardowe” dziecko ;)……. No to w końcu robiłam mu z jakieś 30 ml więcej niż zakładano…. W sobotę piersi już miałam jak balony i od raz więcej mleka….. próbowałam Arka przystawiać ale wcale nie chciał chwycić ;(.…. brodawki były jakieś takie małe… próbowałam je wyciągnąć trochę laktatorem ale i tak nic to nie dało……. On płakał bo był głodny i zniecierpliwiony gdy podawałam cyca, a ja razem z nim z bezradności….. i tak skończyło się na butelce tym razem już z moim mlekiem….. dzwoniłam też o poradę do położnej laktacyjnej – powiedziała żebym spróbowała przez kapturki karmić może wtedy Mały chwyci…. Nno ale i to spełzło na niczym…. już w niedzielę zastanawialiśmy się nad wyborem jakiegoś elektrycznego laktatora, bo jeśli Mały nie chwyci to będę ściągać mleko i mu podawać.…. a piersi to już miałam tak pełne, że jak stałam to mi pełnym strumieniem z nich leciało……. robiłam okłady z mokrej pieluchy bo bałam się żeby sobie czegoś nie narobić….. ale wtedy stał się normalnie cud…… po obiedzie gdzieś ok. 15 tak na spokojnie spróbowałam jeszcze raz przystawić Arka do cyca…… no i zassał!!!!!!!! Normalnie popłakałam się z radości……. mój mąż z resztą też…… to była ogromna ulga…. I od tamtej pory to już ciągnął bez problemów….. ja w końcu pomiędzy karmieniami to mogłam znaleźć chwilę na odpoczynek i czas żeby się choć trochę wyspać ;) i ogarnąć mieszkanie, bo od momentu jak wróciliśmy ze szpitala to wyglądało jakby tamtędy tajfun przeszedł……… i teraz już jest dobrze ;)

KONIEC ;)

ZDJĘCIA NA KAŻDEJ STRONIE ;)

 
Z naszym Skarbem.....
  • Pierwszy dzień: 16.03.2010
  • Ostatni dzień: 28.09.2010
  • Miejsce pomiaru: oralnie
  • Termometr: elekroniczny
  • Kategoria: jestem po porodzie
  • Metoda interpretacji: własna

Komentarze (232) Znajdź komentarze (autor, treść)

Sylwunia1973

User_pro_offline Sylwunia1973 napisała września 27, 2010 07:00

mój waży 9,5 kg. też wkładam go do chodzika ale on stoi niemal że w miejscu i nadłuższą mete się nie nadaje. ja karmie piersią i mimo to @ mam. fakt może i nie co 28 dni, bo nie wiem kiedy zawita no ale generalnie jest. a fotki boskie, widziałam rajdowca już wczoraj na nk :)
pozdrawiam.

♥MOJE SZCZĘŚCIA DWA♥♥ 02.05.2010r. DOMINIK :)) ♥♥ 17.09.1012r. JULIA :)) ♥♥ NASZ ŚLUB 09.07.2016r. ♥ 
Juhasek87

User_pro_offline Juhasek87 napisała września 27, 2010 07:03

ah te piękne oczy Arusia:))

Jakub moje szczescie♥ 
GrazkaB

User_pro_offline GrazkaB napisała września 27, 2010 08:43

No a z ostatnich wieści…..
@ niestety nadchodzi wielkimi krokami bo śliz robi się brązowy i brzusio pobolewa, wiec pewnie wieczorem lub jutro zaatakuje na całego……
no i od dziś zaczęłam dietę ;)……. jak oglądałam zdjęcia z wesela to na niektórych wyszłam na prawdę „zgrabnie” bo były robione z przodu, no a na tych z profilu to raczej strasznie grubo ;/……… niestety nawet w ostatnim czasie trochę mi się przytyło i jak dziś weszłam na wagę to ważę tyle ile w 8 miesiącu ciąży ;(, jak o zobaczyłam to się załamałam…… no to dla własnego zdrowia nadszedł czas na zrzucenie zbędnych kg……..
jak pisałam wcześniej kuzynka pożyczyła mi książkę dr Pierre Dukana „Nie potrafię schudnąć”……….. Mam nadzieje że uda mi się coś zrzucić, bo ogólnie z moją motywacją jest słabo……. szybko wygasa ;(…….. dlatego trzymajcie kciuki!!!!!!

[...]chwycić dłoń Boga i walczyć o swoje marzenia, wierząc,że ich spełnienie dokona się zawsze we właściwym momencie.Paulo Coelho 
konrelka

User_pro_offline konrelka napisała września 27, 2010 11:28

Ja miałamm chyba 2 podejścia do @ i nic z tego nie wyszło,ale po jakimś czasie zaatakowałą na całego @ :(
Ty Arka karmisz piersia jeszcze?Jeśli tak to diety nie dla ciebie.Mi też coś przybyło kg zamiast ubyć :( A teraz zima nadchodzi to ciągle sie będzie jeść chciało.U mnie z silną wolą kiepsko :( Kciuki trzymam :)

GrazkaB

User_pro_offline GrazkaB napisała września 27, 2010 13:31

Ostatniego cyca Arek dostał w sobotę 18.09 rano zanim pojechaliśmy na wesele……. a z ta @ to zobaczymy ;) jak cos to będę zapraszać pod nowy wykres ;)

[...]chwycić dłoń Boga i walczyć o swoje marzenia, wierząc,że ich spełnienie dokona się zawsze we właściwym momencie.Paulo Coelho 
mm_11

User_pro_offline mm_11 napisała września 29, 2010 00:22

Ależ Aruś się szybciutko rozwija :) szok!!!
Trzymam kciuki za dietę, możemy się wzajemnie motywować i wymieniać przepisami ;)

GrazkaB

User_pro_offline GrazkaB napisała września 29, 2010 09:05

Zapraszam pod nowy wykresik ;)….. @ przyatakowała wieczorkiem jak byliśmy na zakupach ;/ ale jedno szczęście nie mocno ;)
pozdrawiam

[...]chwycić dłoń Boga i walczyć o swoje marzenia, wierząc,że ich spełnienie dokona się zawsze we właściwym momencie.Paulo Coelho 

Dodaj komentarz (przyciągnij wykres)

Aby dodać komentarz musisz być zarejestrowanym użytkownikiem 28dni.
Zarejestruj się. Poleć też 28dni znajomym.

Formatowanie tekstu (pokaż/ukryj)