Kto jest on-line:
 
 

Wykresy w telefonie Cell

m.28dni.pl (iphone, android)
 
 

Szybka pomoc!

Coś sprawia Ci trudność, nie rozumiesz opcji? Napisz do pomocy 28dni lub eksperta.

 
 
 
 
 

Odkładanie...na wieczne później? 12 Lip 18:12

 

Kiedy jest dobry moment na zaplanowanie dziecka? Biologicznie między 20 a 30 rokiem życia. Tylko biologia swoje, a życie swoje. Jako kobieta jeszcze bezdzietna nie zamierzam tu odpowiadać na to pytanie czy się mądrzyć, tylko zastanowić nad tym i dowiedzieć co Wy o tym myślicie, jako że ostatnio mamy wyraźnie widoczną tendencję do odsuwania myśli o rodzicielstwie i minimalny przyrost naturalny.

Nie wiem, czy wy też odnosicie takie wrażenie, że naszym priorytetem w XXI wieku powinna być samorealizacja, rozwój, kariera – tak mówią media, taka postawa jest pożądana i promowana. Niezależność to podstawa. Ani słowa o poświęceniu dla drugiej osoby, a już na pewno nie dla dziecka – poświęcenie, które w gruncie rzeczy jest bardzo pozytywną sprawą, bo uczy dzielenia się sobą z innymi, nabrało ostatnio bardzo złego znaczenia. Dlatego zanim para zdecyduje się na dziecko oboje muszą się wyszaleć, zwiedzić pół świata, mieć dobrą pracę, duże mieszkanie, samochód, a najlepiej dwa, no i w ogóle – „godne warunki” do życia. Wpisałam w cudzysłowie, bo dla każdego pewnie te godne warunki znaczą co innego. A dziecku przecież potrzebny jest dach nad głową i dużo miłości, a nie wózek za parę tysięcy. Nie chcę powiedzieć, że dziecko nie jest kosztowną sprawą, ale znam dużo par, które stosunkowo małym kosztem wychowują po kilkoro dzieci i niczego im nie brakuje, a ich rodziny są bardzo szczęśliwe.

Nie wiem czy to źle, że tak się dzieje, w końcu każdy ma prawo do decydowania, co jest w jego życiu najważniejsze i kiedy jest dobry moment na zakładanie i powiększanie rodziny. Zastanawiam się tylko czy u kobiet rzeczywiście jest to taka bardzo świadoma decyzja, czy może raczej presja społeczna, chęć dorównania mężczyznom itp. Mam na myśli tą presję społeczną, która mówi: „musisz mieć jak najwięcej, być jak najlepsza”, a nie tą rodzinną „kiedy dziecko?”, bo ta druga powoli zaczyna znikać. Nie wypada już o to pytać. Każdy może sobie zaplanować rodzinę, kiedy chce i jak chce…

Aktualne problemy zachodniego świata z płodnością pokazują, że nie do końca tak jest. Że dziki pęd i życie w stresie nie sprzyjają realizacji planów prokreacyjnych, ani tym bardziej wychowaniu dzieci. Jak pisze Eva Herman w książce Świat według Ewy – życie na nowych zasadach (zainteresowanym tym tematem naprawdę polecam): szpagat pomiędzy prywatnym życiem a karierą jest ekstremalnym sportem, który nas rozdziera zamiast uskrzydlać. Wiele z Was na pewno wie z doświadczenia, jak bardzo trudno jest połączyć wychowanie dziecka z pracą bez wyrzutów sumienia i bez uszczerbku na jednym, bądź drugim. Mamy w naszych czasach dużo możliwości – np. praca z domu albo mała własna firma, ale ilu z nas to dotyczy? Ten problem też na pewno przyczynia się do odkładania dziecka na później, nasze państwo nie wydaje się za bardzo nas wspierać w tych kwestiach, musimy sobie radzić same. No i jak sobie radzicie? Czekam na komentarze.

Cynosia, ekspert 28dni.pl

 
Komentarze
  • gosiaarr 14 Lip 18:11

    Temat dotyczy mnie jak żaden inny, odkładam bo się realizuję, robię to na co później nie będę mieć czasu bo będę matką, uważam że ciężko wypośrodkować macierzyństwo i karierę, bo wzajemnie sobie przeszkadzają, jednak to tylko moje odczucia..
  • monika 14 Lip 18:26

    Ja zamierzam zacząć starania przed zakończeniem studiów. Nie mam doświadczenia zawodowego, ale jak myślę o przyszłości, to mam nadzieję, że będziemy jako rodzina umieli tak wszystko poukładać, żebym i zaczęła pracę, i wychowywała dziecko. Chcemy zostać rodzicami przed moją 25. I jeśli miałabym wybierać między dzieckiem, a karierą, to wybiorę dziecko. Mam to wielkie szczęście, że mój przyszły (za miesiąc) mąż nieźle zarabia, nie wywiera na mnie presji, żebym zarabiała tyle, co on, bo wie, że małżeństwo to nie spółka, gdzie każdy ma wypełniać obowiązki fifty-fifty, tylko każdy na swoje własne 100% to, co akurat będzie potrafił lepiej. Jesteśmy też tradycjonalistami i widzimy, że rzeczywiście mężczyzna tak jest skonstruowany, żeby przynosić żonie do "jaskini" strawę, a kobieta potrafi się genialnie zająć domem, dziećmi i mężem. Jeśli widzi się zaangażowanie z obu stron w to, żeby dać z siebie dla rodziny maksymalnie dużo, docenia się swoje poświęcenie w różnych kwestiach, to taka atmosfera chyba sprzyja myśli o rodzicielstwie. Ale zgodzę się, że jest to myślenie dosyć niepopularne, mimo, że tak naturalne... Już kilka razy spotkałam się z wielkim zdziwieniem, a czasem nawet z oburzeniem.
  • Smuga 14 Lip 18:38

    Dla mnie to sprawa złożona: wydaje mi się, że często nie mamy do końca wpływu na to, czy nawet szanując naszą biologię spotkamy odpowiedniego dla nas mężczyznę. Ja nigdy nie stawiałam na tzw. karierę, ale najnormalniej w świecie dopiero w wieku 28 lat spotkałam kogoś z kim chcę i mogę dzielić całe życie. Po ślubie (wkrótce) mamy zamiar dać dziecku pierwszeństwo. Mam jednak ten komfort że pracę w ilości minimalnej mogę kontynuować i coś tam sobie pod "karierę" dziubać.
  • vicky80 14 Lip 19:05

    Ja odkąd pamiętam planowałam dziecko w wieku ok. 30lat. Tradycyjny podział ról zwyczajnie mnie nie urządza, bo prowadząc własną firmę realizuję się i kocham to co robię. Inną kwestią jest też fakt iż tzw. kogoś z kim chcę dzielić życie na zawsze - jeszcze nie spotkałam, więc to tylko pomaga mi w mojej decyzji. Na szczęście w mojej sytuacji - instynkt macierzyński mi się nie włączył;) bo wtedy byłaby jazda jak u niektórych koleżanek, szukanie nawet nie że faceta, ale od razu - ojca ich dzieci - na siłę. I jestem pewna, że wszystko mi się układa jak trzeba. Akurat nie czułam aż takiego pędu do tzw. "godnego startu" bardziej to że zwyczajnie bardziej kręci mnie moja firma niż myślenie o dziecku. Czytałam ciekawą książkę ostatnio - w każdym społeczeństwie od wieku jest stały odsetek kobiet bez dzieci. świadomie ich nie posiadających - nigdy. To też ciekawe podejście, mimo że dla mnie - na dłuższą metę niepojęte, to uważam iż kobieta ma prawo realizować się i spełniać w dowolnie wybrany dla siebie sposób. Ujemny przyrost naturalny nie jest spowodowany tylko spadkiem liczby narodzin, ale paradoksalnie także spadkiem liczby zgonów. Postęp medycyny robi swoje.
  • danap 14 Lip 19:21

    Według mnie czas na dziecko przychodzi wtedy kiedy nie myślisz o nim w kategorii poświęcenia. Poświęcenie to złe słowo i wcale nie pozytywne. Nie chcę się poświęcać dla dziecka, dla męża, dla rodziny. Nie mam zamiaru stać się ofiarą, a poświęcenie niesie ze sobą właśnie takie przesłanie. Z twierdzenia że tylko szczęśliwi rodzice dbający o swoje ja/rozwój/prawa mogą nauczyć swoje dzieci żyć szczęśliwie zamierzam uczynić motto swojego macierzyństwa. Praca tak, hobby tak zamierzam dzielić się z moim dzieckiem swoim życiem. Może w przyszłości przejmie moją firmę... (mam nadzieje że wkrótce zostanę matką po raz pierwszy- 32letnią)
  • Kruszyna 14 Lip 19:37

    Zdecydowałam się na dziecko wcześnie jak dla mnie - 23 lata, po urlopie macierzyńskim otrzymałam wypowiedzenie z pracy w której dawałam z siebie wiele przez 3 lata. I nie żałuję. Mam małe dziecko, 24 lata, niedługo pójdę do nowej pracy (dorywczo już pracowałam niedawno i dało się wszystko pogodzić). Dziecko ma szczęśliwą mamę i samo jest szczęśliwe. To dla mnie najważniejsze. Nie chciałabym stawiać kariery ponad dziecko, bo to ono jest najważniejsze dla matki. DANAP słusznie piszesz o poświęceniu. Można się nie poświęcać, za to realizować :)
  • monika 14 Lip 19:51

    Ja poświęcenie konotuję bardzo pozytywnie, chociaż masochistką nie jestem ;) Dla mnie poświęcenie to dobrowolne (!) dzielenie się sobą - jak to napisała Cynosia. Przecież nie zajdę w ciążę, jeśli nie będę tego chciała (dzięki nieocenionemu NPRowi). Uwielbiam to, kiedy gdy dobrowolnie 'poświęcam' swój czas, żeby pomóc mojemu kochanemu, gdy on jest zarobiony, a on potem to zauważa i jest wdzięczny. I to działa w obie strony, to takie perpetuum mobile poświęcenia. Czemu mogłabym, że tak to biblijnie ujmę, umyć nogi swojemu zmęczonemu mężowi? Bo mogę i nie spadnie mi korona z głowy. Dla mnie poświęcanie, czy nawet służba mężowi, rodzinie to przeciwieństwo wykorzystywania, bo nikt mnie do tego nie zmusza, nie jest to dla mnie skaza na honorze i to moja suwerenna decyzja. A w zamian dostaję wdzięczność. Dlatego o tym piszę, bo wydaje mi się, że czyste relacje małżeńskie bardzo pomagają podjąć decyzję o powołaniu na świat potomstwa :)
  • danap 14 Lip 20:03

    monika ale czy jeśli coś robisz bo uwielbiasz to ciągle poświęcenie?? Poświęcenie to wyrzeczenie, ofiara. My jesteśmy żonami, co niektóre matkami bo lubimy, chcemy i z własnego wyboru. Według mnie w zdrowym związku nie ma zbyt dużo miejsca na poświęcenie, czasem incydentalnie oczywiście może się zadarzyć jak to w życiu. Dobrowolne dzielenie się sobą i czerpanie z tego satysfakcji nie zaliczam do poświęcenia, robię to bo CHCĘ.
  • be_atka 14 Lip 20:44

    kiedy poznałam mężczyznę, przy którym poczułam że jestem gotowa by mieć dziecko, rzuciłam wszystko byśmy mogli być razem, nie liczyła się kariera, pieniądze, samorealizacja, dziecko chcielismy juz, natychmiast, nie moglimy zaczekać nawet do ślubu, tak go pragnęlismy, rodząc córke miałam 28 lat, może gdybym poznała miłość mojego życia w wieku 20 lat to teraz miałabym już dzieci w podstawówce :) ale takie jest życie, każda z nas jest gotowa w innym momencie :D
  • Tamara74 14 Lip 20:46

    Dla mnie najważniejsza była najpierw praca i samorealizacja , potem mąż a dopiero potem dziecko. Nie wyobrażam sobie decydowac się na dziecko bez zabezpieczenia finansowego, bez stabilizacji. A co jak męża zabraknie? Ja muszę zadbac sama o siebie i ewentualnie dziecko. Wychodząc za mąż miałam 25 lat i nie czułam się gotowa na dziecko, chcieliśmy byc sami dla siebie. Nie pędziliśmy za karierą i pieniędzmi, ale spokojnie sami się realizowaliśmy. Po 3 czy 4 latach zaczęliśmy dopiero starania o dziecko. Jeśli będziemy miec dziecko, biologiczne czy adoptowane, w żadnym wypadku nie powiem, że "teraz poświęce się dziecku i rodzinie". Nie uznaję słowa "poświęcac" się. Oboje teraz nie boimy się o prace, możemy dziecku zapewnic dużo miłości i dobre warunki. Ktoś może powiedziec że niepotrzebnie tyle czekaliśmy, teraz są problemy, wiec nasza wina. Nie, nigdy nie żałowaliśmy naszej decyzji.
  • KAKO 14 Lip 20:54

    Be_atka, to nie do końca jest tak, że "gdybyś poznała miłośc życia w wieku 20 at, to miałabyś dzieci w podstawówce" ;) My jestesmy razem od 16 roku życia, minęło nam 13 lat, a na dziecko zdecydowaliśmy się mając 28 lat. Dlaczego? Cóż - wcześniej op prostu nie myśleliśmy o dziecku, nie czuliśmy potrzeby, instynktu itd. To mnie bardziej chyba "dopadł" instynkt, ale mąż mniej wiecej w tym samym czasie chyba do tej decyzji dojrzał. Moja sytuacja w pracy, z której chciałam zrezygnować, była katalizatorem - udało się wszystko świetnie ułożyć w czasie. Uważam, że 28 lat to bardzo dobry wiek na pierwsze dziecko, ale być może, gdybym urodziła w wieku 22 lat, też uważalabym go za dobry:) W każdymr azie - nam ułożyło się to czasowo bardzo dobrze:) Chciałabym by brat lub siostra Małgosi urodził/a się przed naszymi 30kami... ale chyba decyzja o drugim dziecku będzie trudniejsza... Zwłaszcza dla męża.
  • jaca_randa 14 Lip 21:21

    Ja jestem szczęśliwa realizując się jako matka. Nie rozumiem, co znaczy w tym wypadku słowo "poświęcenie". To wybór. Jeśli ktoś uważa, że dziecko to ciężar, który przeszkadza w szczęśliwym i pełnym życiu, to nie powinien mieć dzieci, bo uczyni je nieszczęśliwymi. Nie jest tylko tak, że dzieciom się daje - dzieci także dają i to więcej niż można sobie wyobrazić. Okres, kiedy dzieci potrzebują 100% uwagi rodziców nie jest znowu taki długi. Później dzieci poszerzają zainteresowania, idą do przedszkola, szkoły - jest czas na wszystko, na pracę zawodową, karierę, zwiedzanie i rozrywki. Wszystko można pogodzić - wystarczy tylko chcieć.
  • be_atka 14 Lip 21:55

    KAKO, cytujesz fragment mojej wypowiedzi pomijając ważne wg. mnie słowo: "może" ... sądzę, że w moim przypadku to własnie spotkanie odpowiedniego mężczyzny spowodowało, że zapragnęłam mieć dziecko :P
  • Alice85 14 Lip 22:32

    Zostałam mamą w wieku 23 lat, tuż przed piątym rokiem studiów. Pracowałam wtedy na umowę zlecenia więc końcówka ciąży oznaczała dla mnie utratę pracy... Wiedziałam o tym od początku, mimo to już trzy miesiące po ślubie postaraliśmy się o naszego Bąbla, zupełnie świadomie :) nie żałowałam ani przez chwilę, choć nie raz zastanawiałam się, jak by się potoczyło moje życie gdyby nie mały Dominiś. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. A teraz staramy się już o siostrzyczkę :) Taki mój wybór, taka moja droga... Staram się też zrozumieć wybory innych choć mnie niekiedy dziwią.
  • Fiufiu 14 Lip 22:32

    Jaca_randa, całą klawiaturą podpisuję się pod Twoją wypowiedzią. Dodałabym może jeszcze tylko, że również z malutkimi dziećmi można wiele przedsięwziąć.
  • misia33 15 Lip 10:32

    Zawsze pragnęłam mieć rodzinę: męża, dzieci ale ważne dla mnie było i jest to, aby zapewnić dzieciom dobre życie - chodzi mi tu o sprawy finansowe. Nie chciałabym, a by naszym dzieciom czegoś w życiu brakowało. Wyszłam zamaż mając 31 lat i dopiero od lipca zeszłego roku staramy się o dziecko i wiem , że to jest nasza wspólna decyzja
  • Ewasmerf 15 Lip 10:35

    U mnie bylo tak jak u Beatki, zapragnelam dziecka jak spotkalam odpowiedniego mezczyzne. I kto wie jakby sie potoczylo moje zycie gdybym spotkala go wczesniej;-) Jesli chodzi o druga sprawe - prace i kariere. Mozna realizowac sie w pracy, a jednoczesnie miec dziecko. Jedno drugiego nie wyklucza. Realizacja to spelnienie, pogodzenie pracy, zycia rodzinnego, wolnego czasu. Dla mnie najwazniejsza w zyciu jest rownowaga. Po urodzeniu dziecka jak najbardziej chce zostac w zyciu zawodowym, chocby jak ja to mowie "jedna noga", czyli na niepelny etat. Kariera - jesli ktos ma na mysli prace po 16 godzin dziennie kosztem ogladania wlasnego dziecka i meza- to nie dla mnie. Ja juz sie w zyciu "nakarierowalam". Ale kazda z nas niech sama zadecyduje i wybierze co da jej szczescie;-) U nas to akurat dobrze zlozylo sie w czasie, oboje mamy prace, pieniadze, wiec bedziemy w spokoju mogli wychowywac dziecko. ja nie potrafie sobie wyobrazic, ze JA moglabym zdecydowac sie na dziecko nie majac pracy, mieszkania, pieniedzy, tylko mieszkajac np. katem u tesciow, zyjac z emeryturki rodzicow itp. Moze jestem zbyt dumna, ale uwazam ze przejmujac odpowiedzialnosc za zycie dziecka trzeba moc mu zaoferowac stabilnosc finansowa. I nie chodzi mi tu o wozek za 5000, ale godne utrzymanie a nie minimum egzystencjalne. Jesli decydujemy sie swiadomie na dzieci, to musimy miec swiadomosc co mozemy dac temu dziecku. Nie sama miloscia czlowiek zyje, niestety;-(
  • be_atka 15 Lip 11:59

    kurcze, czuję ze mogłam zostać źle zrozumiana :) napisałam, że rzuciłam wszystko i nie liczyło się dla nas nic tylko to by mieć dziecko ... nie znaczy to jednak, że zrobilibyśmy tak samo nie mając mieszkania, samochodu, pracy i stabilizacji :) staram być rozsądną matką i potrzeby dziecka są na pierwszym miejscu, więc gdybyśmy nie mogli mu zapewnić warunków to nie wiem, czy instynkt macierzyński tak by sie u mnie rozbujał :)
  • Ewasmerf 15 Lip 12:11

    Beatko, ja Cie dobrze zrozumialam. Moze dlatego ze Cie juz troche znam;-)) Moja wypowiedz o zapleczu finasowym to nie bylo odniesienie do Twojej "lekkomyslnosci", ze rzucasz wszystko, hihi. Wiem ze to byla przenosnia;-))
  • aga1976 15 Lip 12:31

    To teraz ja :) mam dwoje dzieci - syna, który ma 14 lat i 3-letnią córcię. Michała urodziłam w wielu lat 20, Hanię 31. Przeżywanie wczesnego i dosc późnego macierzynstwa jest zupełnie inne. Inne sa potrzeby, priorytety, oczekiwania. Gdy Michał był mały obydwoje studiowaliśmy,pracował tylko mój mąż, mieszkaliśmy u tesciów. Nie przelewało się nam, jednak nie sądzę,żeby nasze dziecko to odczuło. Oprócz miłosci staraliśmy zapewnić mu wszystko do prawidłowego rozwoju.Zawsze znalazły się pieniądze na książki, czy lody. Na wakacje jeździliśmy pociągiem, z 2 plecakami ze stelazem i podczepionym nocnikiem do jednego z nich, mieszkaliśmy w najtanszych kwaterach- ale synio mógł sobie np pobyc nad morzem :) Na Haneczkę zdecydowaliśmy się dosc późno- to była bardzo przemyslana decyzja. Miałam w pracy pewną pozycję i wiedziałam,że mama zostanie z moim dzieckiem, gdy będę musiała wrócić po urlopie macierzyńskim do pracy. Hania była naszym motoprem do działania i własciwie dzięki niej przeorganizowalismy całe nasze życie. Zbudowaliśmy dom,żeby nam wszystkim wygodniej się zyło i wyprowadziliśmy się na wieś. Pewnie gdyby nie ona nadal mieszkalibysmy w 2 pokojach na betonowej pustyni;) Widzę plusy wczesnego macierzyństwa, jednak to późniejsze ma ich ( dla mnie) więcej. Nie sądzę,żebym w tej chwili była zdolna beztrosko mysleć o tym,że moje dzieci nie maja butów do szkoły, lub nie stać mnie na podręczniki dla nich.
  • Annalena 15 Lip 13:53

    To ja chyba jestem przykładem odkładania:) chociaz nigdy tak o tym nie myślałam. Poznaliśmy sie w wieku niecałych 18 lat. Było naturalne, że najpierw musimy skończyć studia i zacząć prace, a nie pobrac sie i żyć na garnuszku rodziców. Po studiach było oczywiste, że nie będziemy brac slubu na łeb na szyję, tylko poczekaliśmy, aż On znajdzie pracę w nowym miejscu. i wtedy sie pobraliśmy, rok po studiach, w wieku 25 lat. 3 miesiące temu kupiliśmy mieszkanie. i wtedy odblokowały nam się instynkty prokreacyjne. nagle zapragnęliśmy dziecka. Chce przez to powiedzieć,że ani razu nie mówiliśmy sobie: dziecko później, teraz kariera. po prostu mieliśmy odpowiedzialne podejście do życia. wiedzieliśmy,że bedziemy mogli się cieszyć rodzicielstwem jak będziemy mieli własne cztery katy i bezpieczeństwo finansowe. i to było super wyjscie. Dzisiaj mam 26 lat, w tym czasie zdobyłam silną pozycje zawodową, mam kierownicze stanowisko w dużej firmie. i jestem gotowa na to, żeby sobie zrobić dłuuugą przerwe na urodzenie dziecka i zostanie z nim w domu. i cieszę się,że jestem wolna od obaw, z czego będziemy żyli, bo nie musze sie obawiac, że po odchowaniu dziecka będę startować na rynku pracy z zerowym doświadczeniem. i moim zdaniem to jest własnie wybranie dziecka i rodziny. poprzez odpowiedzialen podejście do kwetsi zwiazanych z pracą.
  • scorpi 15 Lip 21:53

    No to ja najpóźniej z was zdecydowałam się na dziecko, urodziłam mając 36 lat, wcześniej miałam inne priorytety niż potomstwo: firma - kariera - pozycja - dom - samochód - stabilizacja materialna, nie żałuję swojej decyzji, mój maluch ma 8 miesięcy i mogę powiedzieć, że jesteśmy dojrzałą rodziną. Taka kolejność pozwoliła mi na komfort psychiczny.
  • jaca_randa 15 Lip 23:34

    Do dziewczyn, które piszą, że do decyzji o dziecku konieczne jest odpowiednie zaplecze finansowe: nie zgadzam się z tym, że ubodzy rodzice są nieodpowiedzialni. Znam rodziny, wielodzietne, żyją w akademikach, z trudem wiążą koniec z końcem, ale jak patrzę na nich, na ich dzieci - to nie znam bardziej szczęśliwych i zżytych rodzin. Według mnie odpowiedzialność leży przede wszystkim w wychowaniu dziecka, w przekazaniu mu najlepszych wartości, a do tego nie potrzeba mieć mieszkania, samochodu czy grubego portfela.
  • aga1976 16 Lip 00:15

    Myslę,że nikomu tu nie chodzi o gruby portfel, czy auto :)Bo tu chyba milionerek nie ma, prawda? A moze są, tylko sie nie przyznają? :) Bo wiesz- jaca_randa - z akademika trzeba się kiedyś wyprowadzić i co wtedy? Szałasik sklecić i cieszyc się szczęsciem rodzinnym?
  • aga1976 16 Lip 00:15

    Myslę,że nikomu tu nie chodzi o gruby portfel, czy auto :)Bo tu chyba milionerek nie ma, prawda? A moze są, tylko sie nie przyznają? :) Bo wiesz- jaca_randa - z akademika trzeba się kiedyś wyprowadzić i co wtedy? Szałasik sklecić i cieszyc się szczęsciem rodzinnym?
  • Goma 16 Lip 00:30

    Mam 26 lat i jestem w ciąży z pierwszym dzieckiem. Moja mama w tym wieku miała już dwójkę dzieci(w sumie jest nas pięcioro:)) i jak to całkiem niedawno skomentowała "myśmy zaczynali od dzieci wy od dorabiania się" nie było to złośliwe, po prostu skomentowała rzeczywistość. Nie planowałam tego tak wyszło. Najpierw nauka, potem praca, ślub a teraz dziecko. Z drugiej strony jak patrzę na moich rodziców to chyba faktycznie mentalność się zmieniła bo kiedyś stwierdzili, że gdyby mieli się zacząć zastanawiać czy ich stać na dzieci czy nie to nie mieliby ani jednego. Oboje byli aktywni zawodowo, kończyli studia podyplomowe przy piątce dzieci, wszystkich nas wykształcili i chodź może się nie przelewało nie czuję z tego powodu jakiś braków. W dzisiejszym świecie czuje się takie parcie, że trzeba dziecku zapewnić wszystko co najlepsze, pytanie co się przez to rozumie :)
  • Ewasmerf 16 Lip 00:45

    Tu nie chodzi o gruby portfel, o kupowanie dziecku WSAZYSTKIEGO, wysylanie do prywatnych szkol itd. Ja tez mimo ze mnie stac bede sie starala nauczyc dziecka szacunku do pieniadza i pracy. Ale nie chce musiec sie zastanawiac czy kupic dziecku buty czy spodnie, bo na obie rzeczy mnie nie stac. Nie chce zeby kiedys czulo sie "gorzej" bo wszystkie dzieci jada na wycieczke a mnie na nia nie stac!! Nie chodzi o "ladowanie wszystkiego w dupe" dziecku, ale o stabilizacje finansowa, wlasny kat. Z akademika trzeba sie kiedys wyprowadzic, i potem co? Do rodzicow? Do tesciow? Przeciez oni swoje dzieci juz wychowali. Jesli ktos nie umie sam zadbac o siebie - jak zadba o dziecko??
  • oublie 16 Lip 02:07

    Ten, kto twierdzi, że poświęcenie implikuje stanie się ofiarą rodziny, jest czymś z gruntu złym oraz możliwym do wyeliminowania we współżyciu z innymi ludźmi, musi doprawdy nie znać życia. Wydaje mi się, że jednostka stworzona przez propagandę późnej nowoczesności łatwo łyka haczyk niezależności i pogoni za karierą. Środowiskom, którym z różnych względów zależy na osłabieniu i zdekonstruowaniu instytucji rodziny, skutecznie udało się przekonać ludzi, że tym, czego w istocie pragną jest samorealizacja. Tu zaznaczam, że rozumiem samorealizację tak, jak ją rozumiano pierwotnie, a zatem przede wszystkim za Maslowem. Czyli samorealizacją nie jest po prostu praktykowanie hobby czy szerzej, robienie tego, co się lubi. Samorealizacja to, skrótowo mówiąc, pełna koncentracja na swojej własnej osobie. Przeciwieństwem tego pojęcia jest miłość. W tym miejscu również pozwolę ją sobie dodefiniować. Nie mam na myśli miłości komercyjnej, jakiegoś damsko-męskiego wybuchu uczuć. Miłość w sensie ogólnym, jako postawa i relacja osób względem siebie, zakładająca bezwzględne dążenie do dobra tego drugiego. Prawdopodobnie ze względu na fakt wyświechtania kategorii miłości mój wywód może zabrzmieć szalenie patetycznie. To nie jest moim celem. Jeżeli ktoś ma alergię na to słowo, jako że zbyt zużyte, proponuję zastąpić je wyrażeniem "relacja, której celem jest dobro". Miłość nie jest stawaniem się ofiarą, bo jest aktem woli. Miłość w gruncie rzeczy uszczęśliwia bardziej, niż samorealizacja. Bo samorealizacja to też taka miłość, ale ograniczona: miłość tylko własna. A miłość prawdziwa odnosi się do zewnątrz, do innych ludzi. Człowiek jest tak skonstruowany, że jest istotą społeczną i potrzebuje być we wspólnocie. Najlepszą formą wspólnoty jest rodzina, a w rodzinie bez miłości... ani rusz. Przejdę więc do meritum. Sama rozumiem te panie, które cenią bardzo swoje osiągnięcia zawodowe. Nie ulega wątpliwości, że aktywność zawodowa wyklucza prawidłowe wypełnianie obowiązków matki. Ja także jestem oddana temu, co robię, bo robię to, co kocham. Ale... wiem, że na dłuższą metę spełnianie SIEBIE, tylko samej siebie, nie da mi szczęścia. To doraźne zrealizowanie osobistych potrzeb stanowi jedynie środek do stworzenia w niedalekiej perspektywie dobrej rodziny. Bo to, o co w życiu mi chodzi, to właśnie miłość. NIE miłość w sensie romantycznym, tylko miłość w ogóle, czyli wytworzenie relacji zażyłości i bliskości z jakąś grupą nieprzypadkowych osób, która zagwarantuje mi przetrwanie zarówno w sensie materialnym, jak i psychologicznym. I vice versa. Jednocześnie, na koniec już: "zrobienie sobie" dziecka po to, by uszczęśliwić siebie, to element samorealizacji. I, żeby było jasne: uważam to za godne potępienia. Filozofia "szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dziecko" jest zwodnicza. Szczęście nie implikuje szczęścia. Jestem w stanie sobie wyobrazić wiele sytuacji, w których rodzice są szczęśliwi, a dziecko cierpi. Jeżeli kogoś nie stać na zadanie sobie cierpienia po to, by uszczęśliwić osobę, którą kocha, w ogóle nie powinien wchodzić z nią w relację miłości. Żeby podać przykład: małżonkowie, którzy nie są w stanie powściągnąć woli rozstania dla dobra dzieci w ogóle nie powinni tych dzieci posiadać. Tyle ode mnie. Dobranoc.
  • monique 16 Lip 10:04

    Ja mam dwie córki, bardzo świadomie poczęte. Odkładałam poczęcie do 28 r.ż. jako że w wieku 26l poslubiłam męzczyznę z którym pragnełam dziecka. Myślę, że często jest tak, że nie mamy po prostu dobrego partnera. Tak zwane "wpadki" przed slubem nie są fajne więc czekamy na męża. Trwa to czasami długo zanim zdecydujemy się na zamążpójście. I tu też tkwi problem, późne śluby. Kiedyś było tak że 23 dzieczyna to już stara panna :) (Młode Wilki). Jako nastolatka studentka miałam ambitne plany, uczyłam się, wzorowo, wszystko ekstra, zaangazowana w różne zespoły organizacje. POtem praca ale wciąż ambitnie cos robiłam. I jeszcze było mi mało, jeszcze. W końcu tym mało było dziecko. Okazało się, że chciałam kontynuuowac to co robiłam wczesniej ale już nie było łatwo. Za 3 latka kolejny bobas i tak jest do dziś. Czuję się trochę zacofana w "świecie" bo najnormalniej nie mam na nic czasu. Musiałabym na maxa dociązyc mężą moją mamę ale to chyba nie na tym polega. Jest mi ciężko ale nie wyobrażam sobie, ze nie mam moich dziewczynek. Pal go sześć jak nie ja to córką pomogę się rozwinąć :) Oczywiście nie mogę zapominac o sobie ani kszty. Ale naprawdę sukcesy dzieci, wnucząt dają zwykle jeszcze więcej radości niż nasze własne.
  • be_atka 16 Lip 10:37

    tak, to chyba znak naszych czasów, więcej nam można, możemy podejmować własne wybory bez presji otoczenia, teraz tak "singielka" była kiedyś "starą panną" a nieżalezność samotnoscią, kiedyś 20-22latka była żoną, matką i wszystko było po kolei, teraz chyba żadko kiedy 20to latki świadomie decydują sie na macierzyństwo ... szkoda tylko, że nasza biologia nie podąża za współczesnym światem :(
  • jaca_randa 16 Lip 12:40

    *Oubile* - piękny tekst, popieram. Myślę, że osób, które odkładają poczęcie dziecka, żeby "było je na to stać", nie sposób przekonać, że to nie o to chodzi. Moich rodziców, gdy byłam dzieckiem, nie było stać na to, co rodziców innych dzieci - nie miałam ekstra ciuchów (i tu nie chodzi o jakieś markowe, ale nawet takie zwykłe - typu jeansy). Moja mama po nocach szyła mi i mojej siostrze ubrania. I nie czułyśmy się przez to gorsze, a wręcz przeciwnie - może nie miałyśmy pieniędzy ano dóbr materialnych, ale miałyśmy miłość rodziców i ich oddanie. No, ale jak pisałam - nie można przekonać kogoś, kto tego nie doświadczył i ma na ten temat tylko teorie. Sama jestem "późną" matką. Ale nie na skutek odkładania.
  • aga1976 16 Lip 13:09

    Ja zupełnie nie odnoszę teraźniejszosci do czasów, gdy sama byłam mała. Trzydziescikilka lat temu żyło się inaczej- i to wcale nie z wyboru.
  • Ewasmerf 16 Lip 13:25

    Dokladnie. Ja tez nie mialam dzinsow itp, ale dlatego ze ich po prostu nie bylo. Chyba ze w peweksach. Niech mi nikt nie mowi, ze fajnie jest mieszkac z dzieckiem w jednym pokoju w meiszkaniu z rodzicami. Nie wiem czy takie dzieci nie beda sie czuly gorzej (nie mowie ze gorsze - to nie to samo), jesli nie beda mogly zaprosic do siebie kolegow. Dojrzalosc to wlasnie wiedziec, ze sie moze utrzymac dziecko! Z wlasnej pracy, z wlasnych pieniedzy a nie z zasilkow skarbu panstwa czy z garnuszka wlasnych rodzicow.
  • aggnieszka 16 Lip 13:46

    Jeszcze nie widziałam na tym blogu ani na naszym forum tak mądrej wypowiedzi jak ta, którą nam podarowała Oublie. Dziękuję :)
  • siciurynka 16 Lip 13:55

    Skrajności już tak mają, że są złe. Chodzi tylko o to, że "późni" rodzice często dostają fioła i za wszelką cenę chcą wyhodować superdziecko, nie żałują mu na nic, dziecko jest w centrum wszechświata. I to wydaje mi się przesadą. A młodzi, którzy jeszcze są na dorobku (nie mówię, że są biedni, jak myszy kościelne, po prostu żyją sobie skromnie, ale stabilnie) nie mogą po prostu przesadzać, nie kupują dziecku wszystkiego, co "zmusza" ich do większej kreatywności i do większego zaangażowania i oddania. To od strony materialnej, a oprócz dużym plusem wczesnego rodzicielstwa jest to, o czym pisała Oubile - to praktyka prawdziwej miłości. Obdarowującej :) Odważnej, mężnej, cierpliwej, wiernej, prawdziwej, jak u św. Pawła :) Nie takiej, że kocham cię i chcę cię, ale tylko wtedy, gdy będzie mnie na to stać. I dopiero, kiedy JA już się "spełnię". Wiem, że trudno jest po pierwsze zauważyć granicę pomiędzy rozsądkiem a egoizmem, a po drugie trudno jest się zdecydować na dziecko, gdy jest się młodym i jeszcze tak mało się wie o dorosłym życiu, ale człowiek naprawdę jest silny i potrafi poradzić sobie nawet w bardzo trudnych sytuacjach. A jaka potem satysfakcja?
  • aga1976 16 Lip 14:09

    Dletego ja napisałam,ze doświadczyłam i macierzyństwa wczesnego i odkładanego przez wiele lat. Opinie o rozpieszczaniu przez starszych rodziców i opinie i kreatywności młodych wydają mi się dosc tendencyjne. Złotym środkiem wydaje mi się ZDROWY ROZSĄDEK - niezaleznie od wieku :) Bo to mieszkanie "szczesliwej i spełnionej rodziny" w akademiku jakoś niespecjalnie mnie przekonuje.
  • jaca_randa 16 Lip 15:06

    *Bo to mieszkanie “szczesliwej i spełnionej rodziny” w akademiku jakoś niespecjalnie mnie przekonuje.* A jednak to fakt. Koleżanka ma trójkę dzieci. A jej mąż ma SM. Mieszkają w Domu Asystenckim - i doceniają każdą chwilę na to, żeby być razem i żeby korzystać z życia. Nie uważam, że każdy musi doświadczyć ciężkiej choroby, żeby docenić życie, czy też skrajnej biedy, żeby docenić to, co ma. Wystarczy wyobraźnia. Już nie wchodzę w to, po co mieć dzieci - bo zdarzają się takie motywacje, że w takich przypadkach lepiej, żeby te dzieci nie zostały spłodzone. Siciurynka - zgadzam się co do ROZSĄDKU. W procesie wychowania jest on niezbędny.
  • be_atka 16 Lip 15:20

    to, że jest rodzina szczęśliwa mieszkająca w akademiku nie oznacza, że to prawidłowe i odpowiedzialne ... super, że dobrze sobie radzą, ale pozazdrościć nie ma czego ... rodzina nie musi być biedna i bezdomna by była szczęśliwa ...
  • olimpijka 16 Lip 15:47

    ooo...znowu mamy 2 obozy :) z dświadczenia, niestety, wiem, że brak pieniędzy w osiągnieciu i odczuwaniu szczęścia nie pomaga... ich nadmiar -szczęścia nie zapewni...ale zdecydowanie może pomóc... cóż może średniopłodna para bez pieniędzy na leczenie? wznosić modły do Boga i czekac na cud. Z pieniędzmi może już temu cudowi dopomóc... Przykład najprostszy i tematycznie związany z portalem.
  • Agnieszka87ts 16 Lip 16:10

    tak to teraz jest... a ja postanowiłam isc innym torem...najpierw dwójka dzieci , troszke odchowac i dopiero robic kariere. W miare na to co dziecku najbardziej potrzebne nas stac wiec po co czekac. Potem bym sie stresowała ze skoro bede rodzic pozno to dziecku cos bedzie...wiem ze to nie reguła jednak ufam intuicji i wielkiemu instynktowi macierzynskiemu. Juz 2lata siedze w domku jak kura domowa i jestem szczesliwa... potem bede sie spełniac by maz i dzieci były z mamy dumne :)
  • Mampka 16 Lip 18:23

    Ja również nie rozumiem, dlaczego macierzyństwo = poświęcenie. I jeśli ktoś tak uważa, że składa ofiarę z siebie, swoich planów, marzeń i kariery to niech się zastanowi nad pobudkami, którymi się kieruje "robiąc sobie" dziecko. Dziecko to nie punkt w cv, to nie zadanie do wykonania. Dla mnie macierzyństwo to wspaniałe uzupełnienie. Pomimo, że między moimi dziećmi jest 11 lat różnicy. W tzw. międzyczasie studia, kariera i dorosłe życie dało się wszystko pogodzić z macierzyństwem i nikt nie składał ofiary ani ja ani moje dziecko ani M. Jak się okazało, że w ciąży nie mogę pracować, to w sumie pomyślalam, że taki długi urlop "od kariery" na tak dobrych warunkach może już mi się nie trafić i cieszyłam się każdym dniem mojej ciąży... Wychowywanie dzieci może prowadzić do tzw samorealizacji, bo to czas kształtowania nowego człowieka i nic tak nie napawa dumą jak obserwacja tego małego (a potem większego) człowieka jak startuje we własne życie, z najcenniejszym "wianem" jaki może od nas dostać, naszą miłością, wartościami i pewnością siebie.
  • jaca_randa 16 Lip 19:07

    Zgadzam się z Tobą, Mampka, w 100%. Nie wszyscy ludzie muszą mieć dzieci. Jeśli stanowią one dla nich jakieś powody do poświęceń - to po co się na nie decydują? Podobno depresja poporodowa dotyczy matek, którym świat się załamał po urodzeniu dziecka. Dla mnie życie bez dziecka (dzieci) jest bezbarwne i pozbawione swojego głównego sensu. Dla mnie. Ale są osoby bezdzietne, które się wspaniale realizują i osiągają spełnienie i szczęście na innych płaszczyznach.
  • mbb 16 Lip 22:15

    Ja poznalam mojego meza jak mialam 23 lata.Bylam na studiach.Zawsze lubilam miec wszystko poukladane w zyciu. Na wszystko musi byc czas, zadnego chaosu i niespodzianek. Zawsze bylam zdania-najpierw obowiazki,potem przyjemnosci.A miec dziecko kojarzy mi sie z najpiekniejsza przyjemnoscia!Skonczylam studia,zaczelam prace,zamieszkalismy razem,wtedy jeszcze z moim chlopakiem,po 3 latach znajomosci wzielismy slub a teraz planujemy dzidzie. Ja mam 29,maz-34 lata.Decyzja byla podjeta wspolnie bez zadnych naciskow z ktorejkolwiek strony.Kiedy jest spokoj psychiczny i swiadomie pragniesz dziecka- wtedy wg mnie jest najlepsza pora:D
  • polcia1983 17 Lip 00:36

    to może coś ode mnie... Wyszłam za mąż mając prawie 25 lat. Myślałam ,że będzie po kolei-najpierw były studia, praca ślub i miało być dziecko...miało ale go wciąż nie ma!!!Najpierw bardzo chciałam-chcieliśmy,potem się okazało, że to wcale nie takie proste. Może tak właśnie miało być bo z naszej wielkiej miłości zostały tylko szczątki-nie mamy już wspólnych tematów a nawet chęci przebywania ze sobą. Pozostała mi tylko praca, którą bardzo lubię, warunki też mam a z dzieckiem niestety muszę poczekać. Myślę, że moja decyzja jest bardzo świadoma- nie chcę aby moje dzieci cierpiały tylko dlatego że "my dorośli" nie potrafimy się dogadać-utrzymywać związek na siłę nie ma sensu. Mam nadzieję, że poznam kogoś, kogo bardzo pokocham i wtedy nie będę już patrzyła na to czy mnie na dziecko stać czy nie. Po prostu-dziecko rodzi się z prawdziwej miłości... Dlatego też nie będę krytykować nikogo co wybierze: karierę czy rodzinę?Każdy ma swoje priorytety. Myślę,że ja mogłabym połączyć jedno i drugie jeśli miałabym dla kogo żyć...
  • scorpi 17 Lip 01:08

    oublie - "Nie ulega wątpliwości, że aktywność zawodowa wyklucza prawidłowe wypełnianie obowiązków matki." CZUJĘ SIĘ OBRAŻONA TYMI SŁOWAMI !!! jestem aktywna zawodowo i spełniam sie jako matka, mojemu dziecku nie brakuje mnie ani mojej miłości....
  • o. 17 Lip 02:41

    Skoro te słowa poruszają Cię na tyle, by wywołać urazę, muszą mieć w sobie jakieś ziarno prawdy. Kłamstwo nie miałoby tej mocy. :-)
  • olimpijka 17 Lip 12:37

    Z drugiej strony - do nieaktywnych matek zawodowo - kieruje te słowa... nie boicie się, ze pewnego pięknego dnia, wasz partner podziękuje wam za wieloletnia wspólprace i odjedzie w sina dal do młodszej ładniejszej realizującej się niekoniecznie w dzieciach?? bo zdarzaja sie takie przypadki? co wtedy? niepracujace matki? z czego utzrymacie dom? z czego wykarmicie dzieci? bo przecież nie z żałosnych alimentów... bycie matką na pełen etat w dzisiejszychh czasach jest ryzykowne.
  • jaca_randa 17 Lip 13:41

    Olimpijka - czy Ty wiążesz się z kimś, kto ma takie plany?! Skąd takie myśli w Twojej głowie? No chyba jak się komuś nie ufa, to nie dość że nie zachodzi się z nim w ciążę, to w ogóle się z taką osobą nie wiąże. Okropne jest to, co piszesz. Co to za związek z człowiekiem, który traktuje innych jak towar!
  • olimpijka 17 Lip 15:38

    jaca_randa... znasz statystyki dotyczące rozwodów? ile małżeństw się rozpada? nie wnikam w przyczyny... to co napisałam to był akurat najdrastyczniejszy przykład.szczerze chce wierzyć we wszystkie związku, że są już na zawsze i aż do grobowej deski... tylko, że to niestety nie prawda, a mit...to raz... podchodząc z drugiej strony do tego samego problemu - z racji mojego życiowego doświadczenia szcerze ubolewam nad kobietami, które materialnie uzależniły się od partnerów (bo przede wszystkim dzieci) i po iluś/nastu/dziesieciu latach nie są w stanie odejść z piekła, bo same nie dadzą sobie rady... przykro mi, ale osobiście uważam, że każda jednostka powinna być w satnie zapewnić sobie byt. a siedząc w domu i prowadząc tylko ten dom same skazujemy się na załamywanie rąk i użalanie się nad sobą, jeśli cokolwiek się wydarzy.
  • danap 17 Lip 16:41

    olimpijko ja widzę też inny aspekt jeśli chodzi o niepracujące matki. Dzieci to dobra wymówka. Może nie mają odwagi aby odnosić własne sukcesy tylko czekają na innych, bo sukcesy dzieci, wnuków etc "tak samo dobrze smakują" (a pewnie dla niektórych lepiej) Często nie widzę spójności też w takim wychowaniu od dawna wiadomo że najlepiej wychowuje się przez przykład, co innego mówienie czytaj książki a co innego jeśli sam rodzic po nie sięga i dziecko dorasta w domu gdzie książka jest obecna, to samo z nauką czy życiem zawodowym. Po wtóre (ten "zarzut" dotyczy głównie mam dziewczynek) matki promują swoje dzieci, edukują aby one miały lepiej i tu odnajduje ogromna niespójność. Po co chcieć czegoś innego dla swojej córki jeśli jej matka wybrała jedyną słuszną rolę w swoim kobiecym życiu?
  • o. 17 Lip 16:47

    Niestety, małżeństwo to wzajemna zależność. Tym, którzy najwyżej cenią sobie autonomię, radzę w ogóle z nikim nigdy się nie wiązać. Zawsze relacje z ludźmi oznaczają jakieś zobowiązania. I nie podejrzewam, żeby zajmowanie się domem było jakimś szczególnym przejawem uzależnienia. Praca dobra jak każda inna. Trochę śmieszy mnie podejście ubolewania nad gospodyniami domowymi. Mam wrażenie, że tym osobom, które tak szczególnie współczują paniom domu, po prostu w życiu czegoś bardzo brakuje.
  • olimpijka 17 Lip 18:58

    o... nikt nie ubolewa nad gospodyniami domowymi... zapewniam cię, że Autonomia nie wyklucza związku...Można miec i jedno i drugie...Z kolei Związek nie jest synonimem wspóluzależnienia - dzięki Bogu...a przynajmniej nie powinien być.Zycie pisze różne historie i chciałabym tylko przypomnieć, że nie wszystkie małżeństwa są szczęśłiwe, spełnione i idealne. Bedąc kobietą nigdy nie pozwoliłabym sobie na zamknięcie furtki awaryjnej jaką jest względna niezależność finansowa oparta na pracy zawodowej.
  • Diana 17 Lip 20:54

    ja jestm muzykiem - dyrygentem. Kocham to co robie nad zycie...nie wyobrzam sobie zycia bez mojej pracy mam 27 lat. Jesli urodze dziecko i przestane pracowac zarobie tylko male grosze (ale to drugorzedna sprawa bo damy sobie z mezem rade) ale ktos zabierze mi moje miejsce jako dyrygenta w chorach...i jak o tym pomysle to chce mi sie plakac. Dlatego dziecko oznacza dla mnie neistety rezygnacje z tego co kacham tak bardzo...Nie zrozumie mnie ten dla ktorego praca to tylko zadanie od 9 - 17 i jeszcze przy okazji ten co modli sie tylko zeby jak najszybciej minelo te osiem godzin...ja gdy mam wakcje i nie pracuje chce jak najszybciej wrocic do ,,moich ludzi:...dlatego nie wyobrzam sobie pobytu chocby chwilowego na macierzysnkiem
  • jaca_randa 18 Lip 01:02

    Olimpijka, dla mnie jest niezrozumiałe, po co ludzie się wiążą, jeśli zakładają jakieś "furtki awaryjne". A gdzie jest miłość, gdzie zaufanie, gdzie walka o związek? Statystyki są takie jakie są, bo lansuje się amerykański model życia, oparty na transakcjach: "jestem z Tobą, póki mam z tego jakieś zyski, jak przestanę mieć - zamienię na lepszy towar". Z obserwacji mogę napisać, że jeśli małżonkowie spisują intercyzę, jeśli zostawiają sobie furtki, to takie związki się rozpadają. Sami do tego doprowadzają swoją swoją alienacją. Zdarza się, że kobiety uzależniają się finansowo od mężczyzn. Czasem uzależniają się emocjonalnie. Zdarza się, że faceci to wykorzystują. Jeśli odejdą, to najmniejsza krzywda. Gorzej, jeśli dopuszczają się przemocy. Ale kobieta zawsze może zadziałać. Nie jestem obrończynią tradycyjnego podziału ról w małżeństwie, ale też nie uważam, żeby był on jakiś ułomny, jeśli małżonkowie się na to godzą.
  • zyziaczkowo 18 Lip 12:31

    ja powiem tyle, generalnie bardzo dlugo nie chcialam miec w ogole dzieci, jakos mysl o tym przerazala mnie, nigdy nie "trzeslam" sie nad malutkimi noworodkami, nie ciagnelo mnie do dzieci, nie widzialam w nich nic pieknego, wrecz wydawaly mi sie wiecznym utrapieniem i meczacym przywiazaniem na cale zycie, ja lubilam sie wybawic na dyskotekach, poznawac nowych ludzi generalnie imprezowac i to na dosc dlugo mi zostalo, bylam nastawiona na zabawe glownie, bo tak wtedy bylo mi dobrze, zreszta moje kolezanki tez tak mialy-nie byla to zadna wymuszona poza XXI wiekiem itd tylko po prostu my chcialysmy zyc , bawic sie a nie myslalysmy w ogole o pieluchahch itd i jestem bardzo i to bardzo zadowolona z tego ze ten czas wykorzystalam wlasnie tak jak wtedy chcialam, ze zdecydowalam sie na ciaze dopiero jak dojrzalam i znalazlam odpowiedniego partnera, moje zwiazki generalnie byly bardzo krotkie, ale w koncu jakies 4 lata temu poznalam mojego obecnego meza, ale nie powiem zebym od razu zapalala checia zalozenia rodziny, o co to to nie, zylismy sobie na tzw. kocia lape, pozniej wzielismy kredyt tez na kocia lape i tak sobie sami mieszkalismy i bylo super, to moj maz byl bardziej za malzenstwem niz ja, ja musialam chyba w koncu powoli dojrzec, po prostu dla mnie np wiek 25 lat na zostanie matka byl katastroficzny, gdybym wtedy zostala matka czulabym sie ze cos mi odebrano, jakas wolnosc z ktorej wtedy na prawde sie cieszylam, no ale w koncu, powolutku przestaly bawic mnie imprezki, ciagle te same zalane gęby :P i jakos sie wycofalam z zycia imprezowego, nie bylo juz mi to potrzebne, najzwyczajniej w swiecie sie wyszalalam, no i przyszedl moment kiedy dojrzalam do malzenstwa-wyszlam za maz rok temu majac 28 lat a moj maz 29 :] w ogole juz wczesniej w takiej przeszlosci, mimo braku checi posiadania dziecka postawilam sobie taki cel ze chcialabym pierwsze miedzy 29-30 rokiem zycia urodzic, no i po slubie postanowilismy sie starac, ale powiem szczerze bylam przerazona czy ja tego chce czy nie, ciagle watpliwosci, ale nie udalo sie za pierwszym razem (dopiero za 4) i chyba przez to ze nie udalo sie od razu z kazdym kolejnym cyklem chcialam coraz bardziej byc w ciazy, no i w koncu udalo sie :] a ku naszemu (i calej rodziny) zdziwieniu zostaniemy od razy podwojnymi rodzicami dwoch chlopcow, tazke juz nie bede musiala sie zastanawiac kiedy poczac kolejne dziecko :] ja uwazam ze kazdy niech zachodzi w ciaze wtedy kiedy chce, ani nie nalezy sie zmuszac do tego bo rodzina czy spoleczenstwo napiera ani przeciagac w nieskonczonosc bo praca itd generalnie to jest nasze zycie, jedno jedyne, i faktycznie jak sie bedzie przeciagac w nieskonczonosc ta decyzje to potem moze sie okazac ze jest juz za pozno albo ze to nie jest takie proste bo np trzeba sie leczyc bo ktorys partner jest chory itd a to tez wymaga czasu, ja sie ciesze z mojej decyzji, postawiony cel zdobylam a przy okazji nie pozbawilam sie urokow mlodosci, i tego zycze kazdemu, swiadomych wlasnych wyborow :]
  • olimpijka 18 Lip 13:47

    jaca_randa... jeżeli twierdzisz, że kobieta uzależniona emocjonalnie może działać i jest to łatwe, proste i pstryk wykonalne to, podejrzewam, że nie wiesz co piszesz...znam wiele takich kobiet, różnych - inteligentnych, nieinteligentnych, wykształconych i po podstawówce, takich które pracują zawodowowo i utrzymują cały dom i takich które mężowi i dzieciom usługują. dla każdej z nich odejście od partnera jest rzeczą niesamowicie trudną. i większości udaje się tylko tym, które właśnie pracują zawodowo, bo maja właśnie środki utzrtymac i siebie, i dzieci... poza tym nie zawsze jest tak, że wiążesz się się z wymarzonym człowiekiem... czasem jest tak, że miłość jest śłepa, że wydaje ci się , że swoją miłością, swoim staraniem poprzenosiśz góry i ulepszysz świat. że jak będziesz kochać, stworzysz to co ty wymarzyłaś i on wymarzył, to bedzie bajka... a potem okazuje się ze jednak nie bajka a małe piekiełko...mimo twgo ogromu zaufania, przywiązania o którym piszesz... i wtedy nie zostaje nic innego jak jednak podzięowac za współpracę.
  • tequilacream 18 Lip 15:12

    Posiadanie dzieci, to jeden z tematów, gdzie próbowanie znalezienia jednej miary dla wszystkich nie jest sensowne i nikomu na dobre nie wychodzi. Weźmy na przykład fomułkę - "najlepszy czas na dziecko, to miedzy 20 a 30 rokiem życia". Tylko dla kogo najlepszy? Chyba tylko dla biologii, chociaż nawet i nie tak do końca, bo biologicznie organizm kobiety jest najbardziej płodny w wieku 18-20-kilka lat. Pewnie nawet wcześniej, niż 18, ale normy społeczne mówią o 18. Dlaczego? Ponieważ biologia jedno, a psychika drugie. Mentalnie dla kobiety najlepszym wiekiem na posiadanie dziecka, jest czas kiedy jest zrównoważona psychicznie, ma wysokie poczucie własnej wartości, jest stabilna emocjonalnie, ma partnera na podobnym poziomie emocjonalnym. I tu pojawia się inny punkt widzenia, co do posiadania dzieci. Można w dzisiejszych czasach wychowywać w pojedynke (bo się już jest gotowym, ale partnera jakoś brak), tylko nikomu to na dobre nie wychodzi. Nie przeczę, ze można wychowywać samemu i nie wyjdzie to dziecku jakoś drastycznie na złe, ale zawsze brak będzie równowagi jaką zapewnia para wychowująca dziecko - zakładam tu oczywiście idealny scenariusz, kiedy para jest "normalna" i na równi zaangażowana w wychowanie potomka - pomijam wszelkie anomalie, bo na ten temat książki już napisano). Autorka pisze o presji bycia najlepszą i udowadnianiu mężczyznom, ze ma sie osiągniecia zawodowe, i że jakoś te w sferze rodzinnej nie mogą się równać zawodowym. Czy ktoś się zastanawiał skąd się to bierze? Może stąd, że nie każdemu dzieci dają szczęście. Nie dla każdego są ósmym cudem świata. Dlatego nie każdy rzuca się w wir zakładania rodziny, tylko dlatego, że tak wypada i koniecznie trzeba już teraz zaraz. Coś w tym braku "szczęścia" musi być, skoro nawet naukowcy pokusili się o badania w tej dziedzinie i coraz więcej badań wskazuje na to, że grupa społeczna 'rodzice' - doświadcza niższego poziomu dobrego samopoczucia (zdrowtoności - wellbeing) oraz częstszych negatywnych emocji, niż ich bezdzietni rówieśnicy. Robin Simon, profesor socjologii na uniwersytecie Wake Forest w USA wskazuje na badania dowodzące, ze z trzech głównych komponentów dorosłego życia - pracy, relacji międzyludzkich (przyjaźni) oraz bycia rodzicem - jedynie wychowywanie dzieci nie sprzyja wysokiemu poziomowi dobrego samopoczucia (zdrowotności - wellbeing). I nie on jeden dochodzi to takich wniosków. Inne badania wskazują, że poziom zadowolenia z życia w czwartym roku od momentu pojawienia się potomstwa nie jest wyższy od poziomu zadowolenia w roku bezpośrednio przed pojawieniem się dziecka. Zatem trudno się dziwić, że wielu ludzi wolni nie "pakować się w dzieci". Nigdzie nie jest powiedziane, że każdy musi mieć dzieci i nie każdy musi podchodzić do posiadania dzieci, jak do zaszcztu dostąpienia łaski najwyższego szczęścia. Posiadanie dzeci, to odpowiedzialność zarówno wobec dziecka - dobre wychowanie jest w dzisiejszych czasach duzą sztuka (tez temat rzeka) oraz odpowiedzialność społeczna, bo czy tego chcemy, czy nie, ktoś na nasze emerytury musi pracować. Z jeszcze innej strony sporo ludzi w dalszym ciągu wychodzi z zalożenia, ze jeśli wychowa dziecko, to ono powinno postepować, tak by spełniać pokładane w nim oczekiwania rodziców (czytaj życ, tak jak rodzice tego oczekują), a na starość siś tymi rodzicami zajmować. Nic bardziej błędnego. Jest to wyjątkowo samolubne i skazane na porażkę zalożenie. Nikt nikomu nie każe mieć dzieci i nikt też tych dzieci nie pyta, czy one chcą się na ten świat pchać - dzieci są wyłącznie zachcianką rodziców i niestety zależą od nich przez długi czas. Dlatego też, dopóki ludzie nie są na odpowiednim poziomie dojrzałości emocjonalnej, kiedy są w stanie odróżnić swoje zachcianki, od tego, jak powinno się postępować etcznie i odpowiedzialnie (z dobrem drugiego człowieka jako ideą przewodnią tego eksperymentu, jakim jest posiadanie dzieci), dopóty nie powinni mieć dzieci.
  • diana 18 Lip 15:43

    a ja sie zgadzam z tym co pisze olimpijka w 100porcentach!moja mam wychowala mnie sama i zdolala to zrobic bardzo dobrze!tylko dlatego ze byla NIEZALEZNA FINANSOWO I MIALA PRACE KTORA KOCHALA I W KTOREJ BYLA DOBRA. w dzisiejszych czasach kobiety powinny pracowac zawodowo bo gdy facet sobie pojdzie w sina dal...a roznie bywa!co z tego ze teraz jest super??nawet nie wiesz kiedy cie na przyklad zdradzi i pojdzie do innej!?ja mysle ze te ktore nie pracuja to te ktore nie maja zadnych pasji...nic ich nie intersowalo...i teraz mowie,,ooo!ja nie chce pracowac bo chce sie poswiecic dzieciom...to jest dla mnie najwaznijesze!GOWNO PRAWDA!moze same chca w to wierzyc?? tak naprawde nie pracuja bo nie maja gdzie...bo nic nie umieja...bo nie skonczyly studiow...albo skonczyly ale takie ktore maja gdzies:)
  • jaca_randa 18 Lip 17:52

    Z moich obserwacji - tak samo często zdarza się, że "facet sobie pójdzie do innej" czy "w siną dal", jak i kobieta. Zwłaszcza te samodzielne kobiety często sobie odchodzą. Cóż, wiążą się po to, żeby urodzić dzieci, traktują facetów jak banki nasienia... Niestety, wiele tego obecnie się widzi. Trzeba się dobrze zastanowić zanim się z kimś zwiąże - wówczas nie ma przykrych niespodzianek. Lepiej się dłużej testować, niż założyć wersję katastroficzną i się ubezpieczać.
  • oublie 18 Lip 17:54

    Ostatecznie, kobiety POWINNY robić to, co same uważają za dobre dla siebie. Jedne pragną samorealizować się w życiu zawodowym i nie zakładać rodziny, inne chcą godzić obowiązki matki i osoby pracującej, jeszcze inne wolą opiekować się domem. Ja należę do tej trzeciej grupy i proszę o uszanowanie faktu, iż jej reprezentacja wciąż istnieje i jest całkiem liczna. To świadomy wybór formalnie niczym nie różniący się od innych decyzji. Tylko motywacja nieco różniąca się (szczególnie od pierwszego). Są takie kobiety, które nie muszą zastanawiać się, co byłoby, gdyby mąż zostawił je z dziećmi. Są wolne od takich rozterek, bo związały się z mężczyznami, którym ufają i - przede wszystkim - których znają na tyle, by rozpoznać, jakimi wartościami ci w życiu się kierują.
  • jaca_randa 18 Lip 18:06

    Oubile, sama należę do drugiej grupy, ale rozumiem i szanuję Twoją decyzję. Uważam, że w rodzinach, które stać na to, żeby jedynie jedna osoba troszczyła się o finanse - druga może zająć się w pełni domem i dziećmi - i na pewno i dom i dzieci na tym skorzystają. Współczuję kobietom, które nie mają zaufania do swoich partnerów, które muszą rozważać, co by było gdyby je opuścił i jak one by sobie poradziły. Najczęściej tego typu lęki wynikają z ich dzieciństwa. Jest to smutne, bo nawet jeśli ubezpieczą się na każdą ewentualność, zdobędą samodzielność finansową, dobrą pracę i rozdzielność emocjonalną, to nie będą mogły doznać pełnego szczęścia rodzinnego, do którego potrzebne jest zaufanie i spokój psychiczny.
  • olimpijka 18 Lip 19:11

    jaca-randa - pamiętaj tylko proszę, że dla każdej kobiety wyznacznikiem szczęścia rodzinnego jest co innego... i to co szczęśćiem jest dla mojej przyjaciólki - dla mnie jest usługiwanieem (tak szeroko tu powyżej omawianym)...to co dla mnie było sczęściem - jej się w głowie nie mieściło... swoje wypowiedzi opieram na własnych doświadczeniach, które jak na ten portal są raczej nietypowe... i zdroworozsądkowo chcę tylko pokazać, że życie nie zawsze jest super idealne jak się poniektórym wydaje...
  • jaca_randa 18 Lip 19:47

    Dla niektórych życie jest idealne. Tak sobie je ułożyli - i zrealizowali. Ja swoje wypowiedzi także opieram na własnych doświadczeniach i obserwacjach. Jak każdy chyba.
  • olimpijka 19 Lip 09:07

    a jeszcze niektórym - wydaje się że tak sobie idealnie je ułożyli... Przykład? Matka koleżanki, będąc w jej mniemamniu szczęśliwą żoną, dowiedziała się o wieloletnim romansie męża po 7 latch...drugi przykład? kolega jest już w 4 letnim zwiążku pozamałżeńskim... jego żóna niczego jest nieświadoma... nie wszystko złoto co się świeci....
  • diana 19 Lip 11:16

    Olimpijko - brawo po raz kolejny:)dokladnie o to chodzi. i nawet nie chodzi tylko o zdrade...ale tez o inne rzeczy i ludzie rozstaja. i to nie to ze ja teraz nie ufam mojemu mezowi i mysle sobie codziennie co to bedzie bo pewnie mnie kiedys zdradzi i zostawi!nie!bo jest wspanialym czlowiekiem ktoremu ufam!i ma w zyciu zasady!ALEEEE!! jesli sie cos wydarzy i mnie zostawi bo mu odbije:D...na przyklad po latach z jakas mlodsza panna,...wiem ze sobie poradze a moje dzieci beda mialy cos jesc:)
  • jaca_randa 19 Lip 13:50

    diana7, to właśnie jest brakiem zaufania. Po co wiążesz się z kimś, komu może "odbić" i zostawić Cię dla "młodszej panny". Z kimWy się, dziewczyny, wiążecie? "Moje dzieci", jak to brzmi? Czyżby to nie były Wasze dzieci? _____________________________________ Olimpijka, ludzie zdradzają z określonych przyczyn. Widocznie te panie, których mężowie się puszczali, mają swoje za uszami.
  • olimpijka 19 Lip 14:00

    Wiesz, jaca_randa…ja nie wnikam w czym jest problem przy zdradach… ja po prostu zakładam, że człowiek nie jest istota niezmienną przez całe życie…podlega różnym wpływom na przestrzeni całego swojego życia… i to że byłam pewna 5 lat temu, miałam zaufanie i takie tam, nie oznacza ze po 10- 15 latach związku będzie tak samo, po po 10-15 latach to już nie jest zupełnie ta sama osoba… i warunki są inne… Nie neguję tego ze zdarzają się super związki idealne pod każdym względem, jedzące sobie z dzubków, wspierające się i takie tam srata tata… chodzi mi tylko o to, by nie generalizować i nie twierdzić, że jest tak i tylko tk, i że tylko tak powinno być… bo takie myślenie utrwala się w świadomości czytających kobiet.. później wydaje im się że jest o norma… a nie jest…choć powinna być 
  • jaca_randa 19 Lip 14:52

    To zależy, czym według Ciebie jest "norma". Średnią statystyczną, czy zasadami, jakie się ma. Dla mnie jest tym drugim - i normą jest związek oparty na zaufaniu i wierności. Jeśli tak się nie dzieje - to jest to odejście od normy, czyli stan patologiczny - i należy taki związek leczyć, nie uznawać, że tak już jest - i niech się dzieje! A to, im dłużej jest się z kimś w związku to tylko umacnia ową więź i wspólnotę, tym bardziej jestem pewna kogoś z kim spędziłam 20 lat życia niż byłam go pewna na samym początku, kiedy oczy miałam zasłonięte emocjami.
  • siciurynka 19 Lip 18:48

    Ludzie się zmieniają i to jest fakt. Ale w związku opartym na szczerości i zaufaniu można te zmiany wyśledzić i tak razem je przepracować, żeby się "zapdejtować". Nie jest to filozofia, ale na pewno trochę wysiłku to wymaga. A przede wszystkim chęci z obu stron, żeby nie stracić tego, co do tej pory udało się osiągnąć, tych lat, kiedy było ludziom ze sobą świetnie. Bo może być nadal świetnie, ale samo nic się nie zrobi. Ci, którzy rozstają się z takich przyczyn, że "to już nie to, co na początku", "miłość wygasła", "już się nie rozumiemy", to leniuchy i tchórze. Bo zazwyczaj chodzi o trochę poświęconego sobie czasu i kilka bardzo szczerych rozmów w pokojowej atmosferze, bez wypominania sobie, tylko z nastawieniem, co można zrobić, żeby na nowo się rozumieć i dalej kochać. Dlatego stoję murem za jaca_randą :) Trochę wiary w siebie i w drugą osobę!
  • oublie 19 Lip 20:24

    jaca_randa - nic dodać, nic ująć!
  • diana 20 Lip 01:30

    spotkajmy sie za 15 lat...wtedy zobaczymy:D
  • jaca_randa 20 Lip 15:07

    A co będzie za 15 lat? Bo ja w moim związku jestem już 21 lat.
  • asik29 20 Lip 15:23

    a w naszej rodzinie panują tradycyjne zasady mąz pracuje ja zajmuje się dziecmi cudna trójeczka,jestem szczesliwa ALE dlatego ze ja tez w jakis sposób się tez realizuje pracuje w poradni 1x w tyg i odpowiada mi to kiedys jak nie mialam tego zajecia to przyznaje odbijalo mi:(i odbijalo sie na wszystkich.swoja role docenilam szczegolnie w szptalu gdy lezalam z córeczka na chemioterapii,i nadal doceniam, wciąz, codziennie:)
  • scorpi 20 Lip 15:46

    oublie - własnie dlatego, ze kłamstwo to mi ubliza... prawda nie ubliza...
  • e 06 Sie 12:54

    Mam 24 lata, wlasnie koncze studia i nie wyobrazam sobie zakladania rodziny teraz ani nawet za 5 lat. Presja spoleczna, wbrew temu co podaje artykul, jest ogromna, kobieta ktora otwarcie nie chce miec dzieci uchodzi za zlego czlowieka, spotyka sie z zarzutami egoizmu i nienormalnosci. Wiem, ze kiedys bede musiala zdecydowac sie na dziecko, chociaz wcale tego nie chce. Dlatego swiadomie ciesze sie z kazdej chwili,kiedy moge robic to, z czego wszystkie mamy musza rezygnowac.
  • e 06 Sie 12:58

    Mam 24 lata, wlasnie koncze studia i nie wyobrazam sobie zakladania rodziny teraz ani nawet za 5 lat. Presja spoleczna, wbrew temu co podaje artykul, jest ogromna, kobieta ktora otwarcie nie chce miec dzieci uchodzi za zlego czlowieka, spotyka sie z zarzutami egoizmu i nienormalnosci. Wiem, ze kiedys bede musiala zdecydowac sie na dziecko, chociaz wcale tego nie chce. Dlatego swiadomie ciesze sie z kazdej chwili,kiedy moge robic to, z czego wszystkie mamy musza rezygnowac.
  • mar28 06 Sie 18:05

    Mialam bardzo zaplanowane zycie o ile je mozna zaplanowac. Studia, 2 lata po studiach slub. Pierwszy rok malzenstwa musielismy poczekac, gdyz wlasnie rozpoczynalam nowa prace i mialam rok probny po ktorym dopiero dostalam staly kontrakt.I w wieku 27 lat zaczelismy starania o powiekszenie rodziny. Zaluje bardzo,ze tak pozno.... pomimo,ze nigdy nie bralam pigulek, nie mialam problemow z cyklami czy bolami, u gina bylam moze 2 razy w zyciu, cykle obserwowalam od kiedy skonczylam 23 lata-wszystkie byly 2 fazowe-okazalo sie,ze mam problem z owulacja i za pare dni koncze 30 lat i wciaz tesknie za byciem mama... gdybysmy zaczeli wczesniej i wczesniej zaczeli dzialac z medycyna o ile wiecej czasu byloby przed nami....
  • v 10 Sie 12:54

    e, to nieprawda, że będziesz musiała zdecydować się na coś, czego nie chcesz. Presja owszem jest, ale nie możesz się jej tak po prostu poddać. Pomyśl, to twoje życie i sama powinnaś decydować o tym, jak ma wyglądać. Nie ma sensu ulegać namowom innych do czegoś, do czego sama nie jesteś przekonana. Jeśli to zrobisz to do końca życia będziesz żałować,że zrezygnowałaś z WŁASNYCH marzeń i planów na rzecz dostosowania się do czyjegoś "bo tak trzeba". Żyjemy w czasach, kiedy mamy wybór, nie jesteśmy zależne od mężczyzn. Skorzystaj z tych możliwości! 50 lat temu nie miałabyś wyjścia, ale teraz? Żyj według swojego pomysłu, nie słuchaj innych!
  • kielly 18 Sie 17:27

    Mysle, ze sposob podejscia do macierzynstwa, rozpieszczania-czy nie dzieci, panikowania przed porodem na punkcie zakupow, ciazy, - nie zalezy od wieku, ale od tendencji spolecznych. Naprawde widze roznice miedzy Francja, gdzie mieszkam, a Polska. W Ojczyznie nie brakuje mam "ekologicznych", stawiajacych na wychowanie bez telewizora, na zdrowe zywienie, rozsadnych; Jednoczenie mam wrazenie, ze panuje ogolna hipochondria, wmawianie zdrowym przyszlym mamom, ze potrzebuja suplementow diety, rynek jest zawalony tandetnymi plastikowymi "niezbednikami" do pielegnacji dzieci. Tutejsza szkola rodzenia i doswiadczenie udowodnily mi, ze pieluchy,kilka ubranek, dobry stanik do karmienia i prosty krem do pielegnacji malenstwa- to jedyne NIEZBEDNE inwestycje na poczatek. A cala reszta zalezy od indywidualnych potrzeb malenstwa. A tak naprawde - milosc, cierpliwosc i rozsadek,niezaleznie od wieku czy portfela.
  • Nicol30 22 Sie 01:31

    mam 2 dzieci..uważam że to najwiekszy dar od Boga..i najlepsze co w zyciu mnie spotkało...nie bede zyc dla pieniedzy,kariery itd...Będę żyć z meżem dla moich dzieci,potem wnuków...daja tyle radośći..Nicol ma 6 lat ,Oliwier 4...najpiekniejsze istoty na ziemi:):):)nie wyobrażam sobie życia bez nich...przeciez macierzyństwo to cos najpiekniejszego co może spotkać każdą kobietę,te które odkładaja,moga nie zdążyć cieszyć się życiem i rodziną,zegar biologiczny tyka i niestety sporo kobiet w takim pospiechu jakie niesie zycie,kariera praca zawodowa itd...moga przeoczyc ten czas a wiele razy jest juz za pózno,nie moga miec dzieci,albo zostaja same ze swoja firma i porsze...życzę wszystkim kobietom aby wiedziały co robią i nie żałowały swoich decyzji w zyciu:):):***
  • Nicol30 22 Sie 01:32

    mam 2 dzieci..uważam że to najwiekszy dar od Boga..i najlepsze co w zyciu mnie spotkało...nie bede zyc dla pieniedzy,kariery itd...Będę żyć z meżem dla moich dzieci,potem wnuków...daja tyle radośći..Nicol ma 6 lat ,Oliwier 4...najpiekniejsze istoty na ziemi:):):)nie wyobrażam sobie życia bez nich...przeciez macierzyństwo to cos najpiekniejszego co może spotkać każdą kobietę,te które odkładaja,moga nie zdążyć cieszyć się życiem i rodziną,zegar biologiczny tyka i niestety sporo kobiet w takim pospiechu jakie niesie zycie,kariera praca zawodowa itd...moga przeoczyc ten czas a wiele razy jest juz za pózno,nie moga miec dzieci,albo zostaja same ze swoja firma i porsze...życzę wszystkim kobietom aby wiedziały co robią i nie żałowały swoich decyzji w zyciu:):):***
  • Anek 29 Gru 12:07

    Chciałabym trochę o kobietach, które godzą role matki, żony, gospodyni domowej z pracą zawodową. Nie jest to wymysł dzisiejszych czasów bynajmniej. Powiedzmy kobieta mieszkająca na wsi - szła do pracy, w pole, pracowała w gospodarstwie. Dzieci były przy niej, to fakt, ale przecież nie zawsze. Najczęściej bawiły się same. Nie wspominając już o tym, że taka kobieta rodziła niemalże podczas pracy, z małą ewentualnie przerwą. Dalej weźmy kobiety wykształcone - choć w mniejszości nie brakowało i pisarek i aktorek i naukowców, godzących mimo wszystko jedno z drugim. I wreszcie czasy PRL-u - zakłady, kobiety pracujące, większość z użytkowniczek prawdopodobnie pamięta swoje mamy jak biegały na zmiany. W ciąży chodziły do pracy póki mogły, najwyżej zmianiało się stanowisko na bezpieczniejsze. Dzieci swoich nie mam jeszcze. Moje dzieciństwo i nastoletni okres przypada na lata 80-90-te. Mama pracowała, studiowała, tata często wyjeżdżał. Mimo to nijak nie mogę powiedzieć, by nasi rodzice poświęcili życie rodzinne dla kariery, samorealizacji czy po prostu zarobków. Owszem taty trochę brakowało, ale mama wszak była z nami w nocy. A my mieliśmy swoje życie - szkoła, rówieśnicy, zabawy, dziadkowie, wakacje. Zostawaliśmy często sami - trzeba było posprzątać, do jedzenia coś zrobić - to była nauka samodzielności. Wakacje u dziadków - czas nieskprępowanej wolności (rodzice wyjeżdżali do pracy - zostawalismy u nich sami). Do czego zmierzam? Mówię o rodzicach, którzy trochę przesadzają ze spędzaniem czasu z dziećmi. Nic dziwnego, że wtedy tak trudno wszystko pogodzić. Nie neguję bynajmniej kontaktu w czasie wolnym z dzieckiem w ogóle. My też mieliśmy i sanki, wspólne zabawy, śpiewanie piosenek, budowanie karmników z tatą, rysowanie i pomoc w lekcjach i wycieczki nad wodę itp. Dziś jak słucham niektórych rodziców - na razie teoretycznie - jestem po prostu zdziwiona. Dzieciom trzeba zorganizować prawie cały czas. U nas jak mama nie miała czasu, to nie miała, organizowało się go samemu i też była frajda! Toż to rodzic, w tym przypadku kobieta - siada, bo musi być na pełnych obrotach non-stop. Nic dziwnego, że mówi się o poświęcaniu i wyborze albo-albo. Jeszcze w podstawówce mieliśmy kolegę, który był wychowywany inaczej niż większość z nas. Jego rodzice wozili samochodem na różne zajęcia, my jeździliśmy komunikacją miejską. Jaki był z niego ubaw, jak w wieku 14 lat pierwszy raz jechał tramwajem! A ja z koleżanką, jaką miałyśmy frajdę, kiedy wracałyśmy z kółka same, poznawałyśmy miasto i myliłysmy autobusy. Nie mam oczywiście za złe tego, że rodzice wożą swoje dzieci na dodatkowe zajęcia czy kółka - wszak na ulicy jest znacznie bardziej niebezpiecznie. Ale jest to kosztem czegoś - oni tracą czas, a dzieci - możliwość samodzielności. Inna sprawa to beznadziejny system pracy. Nie wszystkie zawody pozostawiają nam miejsce na jakikolwiek czas dla siebie. W tym tkwi szkopuł. Jak człowiek chce cokolwiek osiągnąć powinien poświęcić się pracy niemal całkowicie: odrabiać nadgodziny, jeździć na dodatkowe kursy, szkolenia, angażować się w różną działalność, często spotkania poza godzinami pracy... Koszmar po prostu. Nic dziwnego zatem, że taka kobieta czasem zmuszona jest wybrać albo stara się to pogodzić z życiem rodzinnym, niekiedy i kosztem własnego zdrowia. Ja bym zaczęła od zmiany mentalności współczesnych pracodawców...
  • Rodriguerre 25 Sty 14:44

    Hiya ladies, well Jacqui ouidtd herself with the great cards she made with the fab stamps.....Ohhhh my goodness love those stamps wohoooo, thanks for this opportunity ladies, I allready have them linked on my blog...Good luck to everyone....Hugs Terry xxxx

Aby dodać komentarz musisz być zarejestrowanym użytkownikiem 28dni. Zarejestruj się